Nasza majówkowa fotowyprawa na Santorini właśnie trwa. Zaczęliśmy od mniej oczywistych miejsc i scenerii, a klasyczne widoki na „300 procent Grecji w Grecji” zostawiliśmy na koniec.
Beztroskie życie na wulkanie
Jeśli ktoś, kto w Grecji nie był, wyobraża sobie ten kraj, to prawie na pewno ma przed oczami Santorini. Białe domki na wysokim klifie, zachód słońca z widokiem na okoliczne wyspy, wino, grecka kuchnia i spokój. W zasadzie tak naprawdę wygląda Santorini – może kwestia spokoju jest dyskusyjna, bo białe domki to spiętrzone tarasowo hotele, między którymi kręcą się turyści, a nawet włażą na dachy hoteli, żeby robić sobie zdjęcia. Tak właśnie, jak pani na zdjęciu powyżej, która urządziła sobie sesję na dachu nieczynnego jeszcze hotelu. Nawiasem – tabliczek zakazujących chodzenia po dachach, czy nawet wchodzenia na teren hotelu, jeśli się tam nie mieszka, jest sporo.
Z drugiej jednak strony…
Białe domki na klifie wyglądają uroczo z uliczek i schodów Firy czy Imerovigli. Przyjemnie ogląda się rozległą panoramę okolicznych wysp i turystyczne statki w dole. Trzeba jednak dystansu, żeby zobaczyć jak wysoki jest ten klif i jak delikatną warstwą są miasteczka na jego szczycie. Z wulkanicznej wyspy Nea Kameni dobrze widać jak geologiczny kataklizm stworzył tę grecką idyllę. I jak kruche jest to greckie marzenie przyklejone na szczycie 300-metrowego urwiska.
Wiosna na Santorini
Na Santorini jesteśmy już kolejny raz, w tym trzeci raz na początku maja, ale pierwszy raz mamy okazję oglądać tak intensywną grecką wiosnę. Jak na tę porę roku jest dość chłodno, za to wyjątkowo zielono, a także wietrznie i chmurzyście. Jedno z drugim daje nam tu całkiem ciekawe fotograficzne warunki.
Szczególnie ciekawe niebo mieliśmy podczas pierwszej wieczornej sesji w Oia – miasteczku na północnym krańcu Santorini. Bardzo udany był zresztą nie tylko zachód słońca, ale też cały dzień, gdy poszarpane, postrzępione chmury pozwalały tworzyć ciekawe zestawienia z prostą geometrią greckich domów.
To jest jeden z powodów, aby na Santorini przyjechać poza głównym sezonem. Lato tutaj nie tylko jest bardzo zatłoczone, ale też rzadko kiedy na niebie jest coś ciekawego. Gładki błękit przez cały dzień na początku może zachwycać, ale szybko staje się nudny.
Inne Santorini
W poszukiwaniu innych niż pocztówkowa twarzy Santorini odwiedziliśmy winiarnię, gdzie w piwnicach pełnych historycznych maszynerii winiarskich… trochę zakręciło nam się w głowach. Byliśmy też na porannej sesji na zupełnie płaskiej, czarnej plaży.
Prostota formy
Pozostałe plenery wypełnione były ćwiczeniami z tego, co Santorini ma w obfitości – prostych, geometrycznych form. Murki, barierki, schody, łuki – wszystko w jasnych, często białych barwach, to zaproszenie do kompozycji opartych na liniach i subtelnym zróżnicowaniu tonów.
Obecność innych turystów stwarzała też okazję do chwytania ujęć sytuacyjnych, czasem zaskakujących lub zabawnych. Trzeba było tu wykazać się nie tylko dobrym okiem, ale też refleksem i odrobiną szczęściach. Szczęście przydawało się też przy fotografowaniu kotów, których na Santorini jest sporo, ale na których współpracę trudno jest liczyć.
Oia na pożegnanie
Relację z tej fotowyprawy na Santorini zaczęliśmy fotografią z zachodu słońca w Oia, ale tak naprawdę w tym najbardziej greckim z greckich miasteczek spędziliśmy ostatnie dwa popołudnia. Wraz ze wszystkimi turystami czekaliśmy na zachód słońca. Gdy słońce znikało w morzu, oni bili brawo (serio, serio) i szli spać, a my fotografowaliśmy dalej, bo przecież koniec dnia to dobry początek na wieczorne fotografowanie domków i uliczek. Oia naprawdę jest bajkowa i dobrze wygląda z każdej strony. Powyżej klasyczny widok w stronę zachodzącego słońca…
…a powyżej ujęcie w stronę przeciwną. Urocze domki rozciągają się w każdą stronę i sięgają daleko wzdłuż brzegu klifu. Dodatkową atrakcją dla fotografa jest brak konieczności klonowania słupów i drutów, bo… ich tu nie ma. To jedyna grecka wioska, gdzie cała instalacja elektryczna została schowana pod ziemią.
Nasza santoryńska fotowyprawa dobiega już końca. Jutro wracamy do kraju, ale jeszcze tu wrócimy! Gdyby podsumować wszystkie pobyty tutaj, to okaże się że spędziliśmy na Santorini w sumie ponad miesiąc – co pozwala obejrzeć tak małą wyspę wzdłuż, wszerz i od góry do dołu – a wciąż nie mamy dość!