Co robić w Prowansji o wschodzie i zachodzie słońca – wiadomo. A co robić z resztą dnia, która pod koniec czerwca jest wyjątkowo długa?
Nie da się ukryć, że fotowyprawa do Prowansji jest trudna logistycznie i nigdy byśmy nie organizowali jej w czerwcu, gdyby nie kwitła wtedy lawenda. Cały czas liczymy, że ktoś tę lawendę jednak zmodyfikuje genetycznie, żeby kwitła tak ze dwa miesiące wcześniej lub trzy później… Koniec czerwca to nie tylko wysokie temperatury, ale także bardzo długi dzień i tłok wywołany zbliżaniem się szczytu sezonu urlopowego. Przeżycie tygodnia w takich warunkach nie jest łatwe i już tęsknimy do Islandii czy listopadowej Szkocji. Staramy się jednak zmniejszać niedogodności, modyfikując organizację tej fotowyprawy.
A teraz grupa idzie spać
Jak wiedzą wszyscy, którzy z nami jeżdżą, na fotowyprawach nie ma czasu wolnego – staramy się zapełnić fotograficznie każdą wolną chwilę, z wyjątkiem przerw na posiłki i paru godzin w nocy na sen. W czerwcu w Prowansji ten czas na sen jest wyjątkowo krótki, bo z jednej strony ogranicza go czas dojazdu na wczesny wschód słońca, a z drugiej – powrót z późnego zachodu. Wprowadziliśmy więc południowe sjesty – serio, serio! Nie, żeby pozwalało to się wyspać, ale przynajmniej wszyscy jesteśmy mniej nieprzytomni. Sjesta ma jeszcze jedną zaletę.
Prowansalskie miasteczka
Na fotowyprawie w Prowansji, podobnie jak w Toskanii, początek i koniec dnia są zarezerwowane na pejzaże, ale czas między nimi wykorzystujemy na fotograficzną eksplorację miasteczek. Tutaj fotografowaliśmy już Uzes, Saint-Remy, Fontvieille, a jeszcze kilka przed nami. Zwiedzanie w środku upalnego dnia nie jest jednak najprzyjemniejsze, więc staramy się sesje miejskie robić zaraz po plenerze porannym. W ten sposób na czas największego skwaru wracamy do hotelu i staramy się przespać upał.
Przenieśliśmy się z Camargue w stronę pól lawendy i niedługo na blogu będzie bardzo fioletowo. Na razie jeszcze impresje z miasteczek Prowansji i podążania śladami Van Gogha.