W trzecim dniu toskańskiej fotowyprawy połamany został pierwszy statyw. Klasyczny plastikowy pajęczak padł ofiarą swojej właścicielki, która właśnie uczyła się posługiwać trójnogiem. „Jak to odkręcisz, to możesz obracać aparat w poziomie, a dokręceniem tej wajchy blokujesz jego pochylanie się w pionie”. Chrup. „Chyba trochę za mocno z tą wajchą”. Jest to piąty lub szósty statyw połamany w trakcie naszych warsztatów i fotowypraw. I zapewne nie ostatni.
Na wyraźne życzenie uczestników zamieszczam zdjęcie grupowe. Białe fartuchy, śmieszne kapcie i dziwaczne nakrycia głowy to wcale nie to, co myślicie. To, że łazimy o szóstej rano po jakichś górkach i cyprysach wcale nie sprowadziło na nas przymusowej opieki włoskiej służby zdrowia. Zostaliśmy po prostu wybrani na kontrolerów i degustatorów w lokalnej fabryce sera pecorino. Na zdjęciu pani właśnie produkuje taki serek.
Kontrolowaliśmy i degustowaliśmy aż zabrakło materiału badawczego w fabryce, a później pojechaliśmy do Pienzy i okolic. Wiecie – jakieś wzgórza, cyprysy, serpentyny, wille i takie tam banały. Jak widać na załączonym obrazku. Później pyszna kolacja (wybaczcie, nie mam pojęcia, co jedliśmy, ale było magnifico), która dała uczestnikom siły na przetrwanie wykładu na temat techniki i edycji HDR-ów. A przynajmniej dała siły większości z nich na większą część wykładu.