Gdy widzę ładny pejzaż, zawsze rozglądam się za czymś ciekawym na pierwszy plan. Pierwsze plany trafiają się różne, ale nigdy nie trafił się tak oryginalny jak w górach Semien w Etiopii.
W tym parku nie możesz być samotny
Do Parku Narodowego Gór Semien nie można wejść samotnie. Nawet pojedynczy turysta przy wjeździe musi „pobrać” uzbrojonego strażnika. Przy wyjeździe strażnika się oddaje, a wypożyczenie jest oczywiście odpłatne. Obowiązuje przelicznik liczby turystów do liczby przydzielonych strażników – jeśli dobrze pamiętam, jest to jeden ranger na pięciu strzeżonych.
Przed czym strzeżonych? Przed lampartami. Oficjalnie. W całych górach Semien jest ponoć sześć par lampartów. Jeśli ktoś ma naprawdę dużo szczęścia, to zobaczy lamparta – na sąsiednim wzgórzu, z odległości co najmniej kilkuset metrów. Lamparty są bardzo ostrożne, nie zbliżają się do ludzi, a polują na małpy, m.in. dżelady. To po co strażnicy?
Co zrobić z partyzantem
Formalnie strażnicy chronią turystów przed lampartami, ale w rzeczywistości to turyści chronią strażników przed bezrobociem. Można też powiedzieć, że obie strony chronią się nawzajem przed głupimi pomysłami, bo strażnicy parkowi to w znacznej części byli partyzanci, po upadku komunizmu zagospodarowani w turystyce.
W praktyce rangersi z gór Semien starają się być pomocni – a to chętnie poniosą komuś plecak, a to ubezpieczą przy przechodzeniu nad urwiskiem. Przede wszystkim jednak są zawsze pod ręką, więc dla fotografa to dar losu – w każdej chwili masz obok siebie modela, który nie ma do roboty nic lepszego niż pozowanie. Zwłaszcza że model jest bardzo lokalny, malowniczy, a do tego uzbrojony. Dodajmy – uzbrojony w cokolwiek. W „punkcie pobierania strażników” widziałem pepesze i bodaj XIX-wiecznego Lee Enfielda. Nam, podczas fotowyprawy do Etiopii w 2012 roku, takie rarytasy się nie trafiły – nasza ochrona miała kałasznikowa i dwa SKS-y. Trudno powiedzieć, czy sprawne – nikt nie próbował z nich strzelać.
Człowiek, kałasznikow, góry
Wschód słońca drugiego dnia na przełęczy Chenek. Po nocy w namiotach (jedynej na tym wyjeździe) większość uczestników fotowyprawy zerwała się długo przed świtem. Ten entuzjazm to tyleż fotograficzna pasja, co wpływ temperatury – na wysokości 3600 m n.p.m. noce nie są szczególnie ciepłe. Ruszyliśmy w stronę pobliskiego klifu i od razu dołączył do nas jeden ze strażników. My czekamy na wschód słońca, a nasz ochroniarz siadł sobie na zdezelowanej betonowej ławce. Nie posiedział spokojnie. Zaraz go zaczęliśmy ustawiać, przestawiać, pozować. Nawet trudności komunikacyjne (strażnik mówił wyłącznie po amharsku) nie stanęły na przeszkodzie. W końcu taki fajny pierwszy plan nie trafia się codziennie. Chyba że jesteś w górach Semien – to masz taki pierwszy plan zawsze pod ręką.
Zdjęcie otwierające lekko dobłyśnięte trzymaną nieco z boku lampą.
Do Etiopii wracamy w listopadzie 2019 – zapisy na fotowyprawę już otwarte. Będą nie tylko strażnicy w górach Semien, ale także mnisi w kamiennych klasztorach Lalibeli, ziewające dżelady, ptaki i wiele okazji do ciekawych portretów.