Będąc młodym biurkiem podróży, nadszedł czas na przebukowanie biletów lotniczych do Toskanii. W zasadzie powinno się to dać zrobić przez formatkę internetową, ale z powodu pewnych ograniczeń tejże (Wybierz nową datę wylotu. Data wylotu nie może być późniejsza niż data powrotu. Nie, nie zmienisz daty powrotu przed zmianą daty wylotu), jakoś się nie dało. Trzeba dzwonić do Obsługi Klienta, w skrócie OK. Dzwonię.
Numer jest zajęty, spróbuj później
Numer jest zajęty, spróbuj później
…
Zaglądam do „aktualności” na stronie linii lotniczej. „Z powodu dużego obciążenia naszych konsultantów, prosimy nie dzwonić wcześniej niż trzy dni przed planowanym wylotem. Proszę się nie martwić, bilet można będzie przebukować nawet po dacie wylotu, nasza akcja trwa do końca sierpnia” (czy jakoś tak mniej więcej to było, cytat z pamięci). No dobrze, mogę się nie martwić (bardzo), ale jednak skoro udało się już dogadać z hotelem co do nowego terminu wyjazdu, to dobrze byłoby się dogadać również z przewoźnikiem. Dzień, drugi, tydzień… dzwonię.
Numer jest zajęty, spróbuj później…
…
I wreszcie OK! „Jeśli masz już rezerwację i chcesz ją zmienić, wybierz 1”. 1.
Miła pani z OK przyjęła do wiadomości, że mam trochę tych rezerwacji do zmiany, wszystkie na ten sam lot, ale w połowie dyktowania trzeciego numeru rezerwacji (rozumiecie: Andrzej, Paweł, Natalia, 9, Urszula…) znikła z linii razem z linią. Nic to, najwyraźniej był to mój szczęśliwy dzień, bo po chwili połączyłam się znowu. Ale już z inną panią, a ta zaczęła procedurę nie od numerów, tylko od ustalenia, na jaki lot właściwie ma być to przebukowanie.
– Poproszę wylot 26 września, a powrót 3 października, godziny te same co były – czyli wylot 7.20 z Warszawy. Chwila ciszy…
– Chwileczkę, sprawdzę lot. Plim-plim-plimmmm-plim-pluk, plim-plim-plimmmm-plim-pluk… Przykro mi proszę pani, 26 września nie ma lotu z Warszawy o 7.20. Jest o 6.20, ale zostały już tylko bilety w klasie biznes.
Nawet bym uwierzyła, gdyby nie to, że w czasie słuchania plim-plim otworzyłam sobie stronę tejże linii lotniczej z rezerwacjami lotów i sprawdziłam, że można kupić bilet na lot 26 września o 7.20. I nawet nie jest szczególnie drogi, więc na pewno nie chodzi o klasę biznes. No więc przekonuję OK, że jednak lot chyba jest, skoro oferują bilety na niego. Przecież OK ma wystarczająco dużo pracy z przebukowaniem istniejących lotów, żeby mu jeszcze dokładać przebukowywanie biletów z nieistniejących.
Plim-plim-plimmmm-plim-pluk… itd.
– Rzeczywiście jest taki lot, ale to nie nasz.
– Ale to Wy sprzedaliście na niego bilet…?
– … Chwileczkę, sprawdzę. Plimm-plim… [tu mija kolejne 5 minut] Tak, mogę zarezerwować na ten lot, ale to nie nasza linia obsługuje, więc nie mogę zagwarantować tej samej ceny, a tu widzę że tylko wyższa taryfa została.
– Oj to nasi klienci nie będą szczęśliwi! A jak bardzo wyższa?
– Nooo nie wiem, musiałabym policzyć… Ale w takich przypadkach, jeśli klient się zdecyduje na przebukowanie mimo wyższej ceny, możemy zaoferować voucher na 50 euro, i bardzo możliwe że ten voucher wystarczy żeby nie dopłacać.
– Dobrze, to proszę policzyć i zobaczymy.
Tu nastąpiło wielkie wymienianie numerów rezerwacji (no wiecie: Andrzej, Paweł, 7, Ola…), potem już tylko dwadzieścia minut plim-plim i wielki finał! Udało się, nic nie trzeba dopłacać, a być może nawet coś zwrócą (ale to się dopiero okaże, jak zwrócą).
Reasumując: godzina na telefonie, pamięć o plim-plim jeszcze długo będzie mnie prześladować, ale Toskania jesienią jest tego warta. A jeśli ktoś chciałby tam z nami się udać, to jeszcze mamy miejsce. I nawet potrafimy przekonać linię lotniczą, że chce nas tam dowieźć 🙂