Z pejzażami w Namibii jest lepiej niż z internetem. Relację z wczorajszego dnia mogłem wysłać dopiero dzisiaj, a dzisiejsza – właśnie jest, choć pewnie moje dzisiaj to nie jest Wasze dzisiaj. Podobno 80% Namibii jest w zasięgu internetu, choć bardzo podejrzewam, że w tych procentach mieszczą się wyłącznie mniejsze lub większe miejscowości, bo na przejazdach telefony są przeważnie bez zasięgu. Gdy internet jest dostępny, to całkiem dobrze można korzystać z komunikatorów, ale do wysłania większych plików (jak np. zdjęcia), trzeba mieć sporo cierpliwości. Ciąg dalszy więc z pewnością nastąpi – gdy będzie mógł nastąpić.
Po wieczorze wśród fantastycznych kamiennych układanek Diabelskiego Placu Zabaw wschód słońca urządziliśmy o kilka kroków od domków, w których mieszkaliśmy. Tutejszy las drzew kołczanowych jest jednym z największych, niemniej termin las może być bardzo mylący. Drzewa stoją w kilku-, kilkunastometrowych odstępach, między nimi mnóstwo głazów o podobnym kolorze i fakturze co na Devils Playground, tyle że tutaj głazy leżą na ziemi, a nie jedne na drugich, a najwyższymi obiektami są drzewa. Wieczorem mieliśmy więc efektowne głazy z pojedynczymi drzewami kołczanowymi, a o poranku proporcje były odwrotne. Jak na razie chmurki dopisują, dzięki czemu moment pojawienia się i znikania słońca pod horyzontem wzbogacany jest o intensywne barwy na niebie.
Po porannej sesji i śniadaniu ruszyliśmy dalej na południe. Dotarliśmy już prawie do granicy z RPA, bardziej na południe już nie będziemy jechać. Przebojem wieczoru jest sesja nad Kanionem Rzeki Rybnej – miejsce mało znane, a całkiem imponujące, bo to drugi największy kanion świata. Pod względem rozmiarów ustępuje tylko amerykańskiego Wielkiemu Kanionowi, a pod względem atrakcji mu nie ustępuje. Są jednak pewne różnice…
Byliśmy tu sami – co częściowo zawdzięczamy pocovidowemu spadkowi ruchu turystycznego, ale tutaj nigdy nie ma tłumów. Nie ma też barierek – podejść można w każdym miejscu do krawędzi, choć oczywiście zdecydowanie wskazane jest zachowanie ostrożności. Można się jednak nie obawiać, że jakiś strażnik nas przegoni czy będziemy musieli czekać w kolejce do szczególnie ciekawego miejsca widokowego. Ciekawe miejsca zresztą są wszędzie, a wzdłuż krawędzi kanionu można spacerować i spacerować. Da się zresztą zejść też na jego dno, choć tutaj najkrótsza sugerowana trasa obliczona jest na 3 dni… może więc tego nie będziemy próbować tym razem.