Lofoty to miejsce dla wszystkich marzących o małym domku na końcu świata. Do wyboru są domki czerwone lub pomarańczowe. Bardzo ładne, na pomostach wchodzących w wody fiordu. Po prostu marzenie.
Nusfjord w deszczu i wietrze
Marzenie zapewne trochę zblednie, gdy pada i wieje, a drewniany pomost prowadzący do domku jest pokryty topniejącą warstwą ubitego śniegu. No i musimy przyznać – to już nie do końca jest koniec świata, odkąd Lofoty połączono mostami. Kiedyś między wyspami można się było poruszać promami lub własną łódką, co z pewnością czyniło wyjście po zakupy bardziej ekscytującym. Na pocieszenie – pod większością domków nadal są podwieszone łódki, które przydają się nie tylko w celach rozrywkowych, ale także egzystencjalnych, gdy np. spadające głazy zablokują jedyną drogę. Niekiedy taka blokada potrafi trwać kilka dni. Nadal jest więc szansa na tę chwilę romantyzmu, gdy z torbą zakupów wiosłuje się w deszczu i wichurze do swojego domku na końcu świata.
Reine in the rain
Dzisiaj był mokry dzień na fotowyprawie. Początek dnia nie był spektakularny – w każdym razie nie wizualnie. Owszem, chmury, owszem deszcz, ale przede wszystkim wiatr robił wrażenie. Solidnie kołysał zaparkowanym autobusem, więc jak łatwo sobie wyobrazić, nieco utrudniał fotografowanie z użyciem statywu. W wiosce Nusfjord wiało mniej, padało podobnie. Wiatr z deszczem nie jest wielką tragedią, jeśli tylko wieje z właściwego kierunku. Fotografować pod wiatr się nie da, z wiatrem to jedynie kwestia odpowiedniej odzieży. W Nusfjord wiatr zmuszał nas do fotografowania w głąb fiordu, co nie było złe.
Kraina wędrujących statywów
Co potrafi zrobić wiatr, pokazuje zdjęcie powyżej. Ewa postawiła statyw na plaży i na chwilę odwróciła się. Gdy obróciła się z powrotem, pchany wiatrem trójnóg szorował w kierunku morza. W kalifornijskiej Dolinie Śmierci są wędrujące kamienie, a na Lofotach wędrują statywy.