Trzcinowe wyspy i rejs trzcinowymi katamaranami zapowiadane w poprzednim wpisie okazał się na szczęście tylko krótkim występem folklorystycznym. Jakkolwiek wyspy naprawdę zbudowane są z trzciny, a ich mieszkańcy wyjaśnili nam zasady sprawiające, że te konstrukcje utrzymują się na wodzie, to ciekawsza, choć mniej efektowna była następna wyspa, solidna i niewymagająca dokładania z wierzchu tego, co zgniło pod spodem.
Prawie trzygodzinny rejs na Amantani daje wyobrażenie o rozmiarze jeziora Titicaca – a wyspa ta leży dość blisko Puno, skąd nasz statek wyruszył. Wyspa Amantani nie jest duża (raptem nieco ponad 9 km kwadratowych), ale wystarczająco rozległa, żeby zmieściło się tam kilka wiosek i ponad 3,5 tysiąca mieszkańców, a ponadto dwa wzniesienia: Pachatata („Ojciec-ziemia”) i Pachamama („Matka-ziemia”). Ponieważ nie ma jak spacer przed snem, więc po zakwaterowaniu w domu rodziny amantańczyków większa część grupy ruszyła na szczyt Pachamamy. Wejście z 3800 na 4140 metrów n.p.m. zajęło nam… akurat tyle, żeby zdążyć na zachód słońca.
Nazwa wzniesienia pochodzi od miejsca kultu prekolumbijskiej boginii, który pojawił się 500 lat p.n.e. wraz z cywilizacją Pukara i… do dzisiaj ma swoich wyznawców, a rytualne składanie ofiar odbywa się 20 stycznia każdego roku. Próba wchłonięcia Pachamamy przez katolicyzm i włączenia jej w kult maryjny nie do końca się udała, a wyznawcy żyją nie tylko w Peru, ale też w Boliwii, Ekwadorze, Chile i Argentynie.
Rejs na wyspę potwierdził wcześniejsze obserwacje, że w Peru zasięg sieci komórkowej występuje niezupełnie tam, gdzie można by się go spodziewać. Owszem, w dużych miastach jest z tym nieźle, ale niech ktoś będzie miał problem gdzieś na trasie np. do kanionu Colca, to może swojego smarftona użyć do puszczania zajączków i sygnalizacji Morsem. Na wyspie Amantani w najwyżej położonych miejscach zasięg sieci się pojawiał, za to podczas rejsu praktycznie cały czas byliśmy w zasięgu stacji GSM.
Wspominałem, że w Peru cały czas mamy fantastyczne chmurki od rana do wieczora? 🙂