Łuki skalne Spitzkoppe, Namibia, wyprawy foto

Kto uratuje biura podróży?

i za czyje pieniądze?

W ramach ratowania gospodarki „tarczą antykryzysową” rząd zabrał się też za ratowanie branży turystycznej. Tylko w tym przypadku chce to zrobić cudzymi pieniędzmi, w sposób dyskusyjny etycznie, a co więcej – o wątpliwej skuteczności.

Wyjazdu nie ma, pieniądze wrócą za pół roku

Szykowane ustawy, składające się na „tarczę antykryzysową”, mającą zapobiec gospodarczym skutkom epidemii koronawirusa, zawierają też specjalne regulacje dla biur podróży. Całość ma być przegłosowana w piątek (jeśli coś istotnego się zmieni, to przeredaguję ten wpis). Wiadomo już jednak, że jedną z nowości będzie możliwość wydłużenia czasu na zwrot pieniędzy za imprezę turystyczną odwołaną z powodu epidemii. Do tej pory po odwołaniu imprezy biuro podróży ma 14 dni na zwrot wpłat klientom, teraz ma to być 180 dni plus jeszcze dotychczasowe 14 dni.

Ma to ratować przed bankructwami branżę turystyczną, która w ten sposób będzie mogła otrzymać środki na funkcjonowanie przez najbliższe pół roku. Czy faktycznie uratuje, czy wręcz przeciwnie – pogrąży ją?

Poranek w Toskanii, wyjazdy fotograficzne, Fotezja

Jestem po drugiej stronie

Do szykowanego mechanizmu pomocy dla biur podróży mam kilka wątpliwości, przedstawię je poniżej. Chcę od razu się zastrzec, że piszę to wszystko nie jako turysta – klient biur podróży, ale jako organizator turystyki, właściciel biura podróży Fotezja, wpisanego do rejestru organizatorów turystyki. Pod częścią moich zastrzeżeń z pewnością podpiszą się klienci biur podróży, których kosztem to ratowanie się odbywa. Nie chodzi mi jednak o to, że taki sposób ratowania turystyki odbędzie się kosztem i za pieniądze turystów – bo to jest jasne. Mam jednak poważne wątpliwości, czy to faktycznie pomoże branży turystycznej, czy też jej jeszcze bardziej zaszkodzi.

Rząd ratuje cudzymi pieniędzmi

Kwestia oczywista, ale warto ją podkreślić – rząd postanowił ratować branżę turystyczną pieniędzmi jej klientów. Rozwiązanie jest, delikatnie mówiąc, mało eleganckie. Gdyby obecny kryzys dotyczył tylko turystyki, można by jeszcze takie zagranie usprawiedliwić tak, jak to robi wiceprezes Itaki Piotr Henicz: „Klienci muszą zrozumieć […] że pieniądze, które wpłacili na wakacje […] to są środki zainwestowane w organizację ich wypoczynku”. Mam jednak obawy, że w najbliższym czasie problemy finansowe będą miały nie tylko osoby pracujące w branży turystycznej, ale także te, które dotąd były tej branży klientami. Ktoś, kto właśnie stracił możliwość zarabiania (bo np. prowadzi zakład kosmetyczny), może mieć problemy ze zrozumieniem, że zgłosił się na tygodniowy plażing & smażing do Egiptu, a został instytucją zapomogowo-pożyczkową. Ten brak zrozumienia może dla biur podróży okazać się bardziej katastrofalny niż szybkie oddanie wpłat za odwołane wyjazdy.

Pożyczka średnioterminowa

To kredytowanie pieniędzmi turystów ma uratować biura podróży przed bankructwami. Ale bankructwa będą. Co roku padają jakieś biura podróży. Zeszły rok był bardzo dobry dla branży, a bankructwa były – w tym Neckermana. A ten rok będzie dużo gorszy, co do tego wszyscy się zgadzają. Część turystów będzie więc kredytować biura, które i tak padną.

Można się zastanawiać, na ile to kredytowanie w ogóle pomoże. Po tych 194 dniach (180 + 14) trzeba wpłaty oddać lub przekonać klienta, żeby przeznaczył je na wyjazd w nowym terminie. Branżowi eksperci są zgodni, że nawet w najbardziej optymistycznym scenariuszu, jeśli zamieszanie wokół koronawirusa skończy się po kilku miesiącach, klienci do biur podróży będą wracać znacznie wolniej. Część z nich będzie się jeszcze bała wyjeżdżać, innych może być czasowo nie stać na wyjazdy (z powodów finansowych albo braku urlopów – trzeba będzie nadgonić robotę po wymuszonej bezczynności). Chętnych na wyjazdy na jesieni 2020 będzie mniej niż na jesieni 2019, pewnie też więcej wyjazdów będzie odwoływanych z powodu braku minimum grupy. Czy przetrzymane o pół roku wpłaty od klientów, które trzeba będzie oddać w październiku, uratują biura przed plajtą?

Wydma i drzewo, Namibia, fotowyprawa, turystyka fotograficzna

Pieniądze wrócą, ale…

Dla jasności dodam, że te wpłacone pieniądze nie są zagrożone. Każde biuro podróży musi mieć wykupione ubezpieczenie, które pokrywa koszty zwrotów w przypadku bankructwa, a jeśli ubezpieczenie nie starczy – wchodzi Turystyczny Fundusz Gwarancyjny, który pokrywa resztę. W skrajnym przypadku może to jednak potrwać dłużej niż te 194 dni – jeśli biuro ogłosi upadłość, uruchomienie mechanizmów prowadzących do zwrotu wpłat klientom też może trochę trwać.

Dotyczy to oczywiście legalnych biur podróży, które płacą składki na TFG i które są zgłoszone do Centralnej Ewidencji Organizatorów Turystyki i Przedsiębiorców Ułatwiających Nabywanie Powiązanych Usług Turystycznych. W przypadku organizatorów działających w szarej strefie obowiązuje wolnoamerykanka i kodeks piracki.

Voucher zamiast rezygnacji

W szykowanych kryzysowych regulacjach ma być ponoć wpisana możliwość przeniesienia wpłaty na voucher, który będzie można wykorzystać w ciągu następnego roku. To generalnie dobry pomysł, vouchery zresztą stosujemy na Fotezji. Warunek jest jeden – decyzja o przeniesieniu wpłaty na voucher (albo na inny, późniejszy wyjazd) musi być po stronie klienta. To są jego pieniądze i tylko on może nimi dysponować. Jeśli zdecyduje się wesprzeć biuro podróży i przenieść swoją wpłatę na voucher, będzie to dowód zaufania. A zaufania nie da się wymusić.

Łuki skalne Spitzkoppe, Namibia, wyprawy foto

Najważniejsze jest zaufanie

W branży turystycznej nie pieniądze są najważniejsze, ale zaufanie klientów. Jeśli turysta wpłaca z wyprzedzeniem pół roku lub wcześniej zaliczkę na wyjazd, to wierzy, że wyjazd dojdzie do skutku, zostanie dobrze zorganizowany i sprawnie przeprowadzony. A jeśli jednak z jakichś powodów wyjazd nie dojdzie do skutku, to biuro o tym odpowiednio wcześniej poinformuje i zwróci pieniądze. Zwróci na tyle szybko, że będzie można ich użyć do wykupienia innego wyjazdu w tym samym terminie. Taki mechanizm był w obecnie obowiązującej Ustawie o usługach turystycznych – odwołanie imprezy nie później niż na 2 tygodnie przed terminem rozpoczęcia i 14 dni na zwrot wpłat.

Specjalne regulacje wprowadzone w „tarczy antykryzysowej” to zaufanie wystawiają na próbę. Turysta musi się liczyć z sytuacją, że w terminie zaplanowanego urlopu nigdzie nie pojedzie, a do tego nie dostanie od razu swoich pieniędzy, więc nie załatwi sobie alternatywnego wyjazdu. Obawiam się, że po wejściu w życie tych regulacji, zaufanie do biur podróży spadnie. W optymistycznym scenariuszu – świadomi nowych regulacji klienci będą sprawdzać politykę zwrotów danego biura podróży i do tych touroperatorów, którzy przetrzymują pieniądze przez pół roku, będą się zapisywać wyłącznie na wyjazdy „last minute”. W pesymistycznej wersji – pójdzie w świat fama, że teraz biura mogą odwoływać wyjazdy, a pieniądze przetrzymywać miesiącami, więc wakacje to rosyjska ruletka. Nie wydaje mi się, żeby pół roku kredytowania pieniędzmi klientów warte było utraty zaufania.

Aleja cyprysów, Toskania

Przetrzymanie wpłat to możliwość, nie konieczność

Zwrócę jeszcze uwagę, że specjalne regulacje z „tarczy antykryzysowej” to dla biur podróży możliwość, a nie obowiązek. Organizatorzy turystyki mogą stosować dotychczasowe zasady zwrotów – jeśli chcą.

Moim zdaniem przetrzymywanie pieniędzy osób, które nam zaufały, jest po prostu nie fair. Jest też po prostu nieopłacalne w dalszej perspektywie (nawet zakładając, że w krótszej to biurom pomoże). Stosowanie pirackiej zasady „bierz co się da, niczego nie oddawaj” jest fajne w filmach z Johnnym Deppem, ale po prostu nie idzie w parze z partnerską relacją między organizatorem wyjazdu a jego klientem. Nawet jeśli mamy ustawę, która legalizuje ten kodeks piracki, to stosowanie tego po prostu nie uchodzi. W Fotezji będziemy się trzymać dotychczasowych regulacji, zapisanych w Ustawie o imprezach turystycznych, za specjalne regulacje z „tarczy antykryzysowej” dziękujemy, nie skorzystamy.

PS. Fotografie z Toskanii (przełożyliśmy fotowyprawę z kwietnia na wrzesień) i Namibii (przełożyliśmy z czerwca na przyszły rok).

  1. Jakby to najprościej: oprócz znajomości fotografii znasz się świetnie na biznesie (i Ewa pewnie też). I to w wielu jego aspektach.Ten test o tym świadczy. Na Twój/Wasz sukces pracowaliście kolejnymi latami(bez własnego biura podróży) i kolejnymi fotowyprawami. Mając wielu stałych klientów i to zadowolonych klientów, możecie spać spokojnie. A to dlatego, że cudnych miejsc, które czekają (i mogą poczekać jeszcze) na dobre foty jest chyba nieskończenie wiele. Zaufanie, o którym tyle piszesz, w wypadku Waszych fotowarsztatów nie wzięło się znikąd. I teraz będzie procentować. Bo ja ufam Wam w 1000%.( Nie ufam tylko swojemu zdrowiu!).
    Adam Borzęcki

  2. A co będzie, jak zabraknie pieniędzy w Turystycznym Funduszu Gwarancyjnym? Fotografie ilustrujące materiał zostały bardzo starannie wybrane. Obudziły moją tęsknotę za wyjazdami – piękne. ???

    1. TFG ma podobno 150 milionów zł, a uruchamiany jest dopiero, jeśli pieniądze z ubezpieczenia nie starczą na spłatę zobowiązań biura. Ubezpieczenia są dość wysokie – jak można sprawdzić linkiem z wpisu, np. Itaka ma ubezpieczenia na prawie 300 milionów zł. Wysokość ubezpieczenia zależy od liczby realizowanych wyjazdów, więc powinna być dostosowana do potencjalnych zwrotów.
      Po 2012 roku wprowadzono sporo dobrych regulacji, które miały zredukować obawy turystów względem stabilności biur podróży – m.in. obowiązkowe ubezpieczenia działalności biura, składki na TFG, ustawowe terminy odwołania wyjazdów i zwrotu wpłat. Teraz te specjalne kryzysowe regulacje to przekreślają i to mnie martwi. Branża turystyczna od zawsze była w odbiorze społecznym na cenzurowanym. Co roku jakieś biura podróży padały. Ale jak pada fabryka uszczelek w Pcimiu, to dowie się o tym może połowa Pcimia, a jak pada biuro podróży i zostawia turystów za granicą, to mamy newsa dnia we wszystkich mediach. Dotąd tę nieufność miały tonować specjalne regulacje, chroniące klientów. Teraz to zostaje zastąpione kodeksem pirackim. No i martwi mnie to, bo spadek zaufania do branży turystycznej może się odbić rykoszetem na wszystkich biurach.

      Fotografie ilustrujące materiał zostały bardzo starannie wybrane. Obudziły moją tęsknotę za wyjazdami – piękne.

      Dziękuję! I przyznaję, że to z premedytacją. 🙂

    2. Trzymam się. Strasznie mnie kręcą groty po lodowcem na Islandii! Foty na Waszej stronie bajkowe. Może dam radę.
      Adam Borzęcki

  3. Przeczytałem ten tekst dwukrotnie, z racji jego niecodzienności. Emanuje odwagą, bo to myślenie „pod prąd” i uczciwością, a to – niestety – towar deficytowy. Zwłaszcza w czasach trudnych, w których się znaleźliśmy, a które brutalnie weryfikują postawy i obnażają rzeczywisty sposób myślenia, także o biznesie, budowaniu marki, zaufania klientów do firmy. I doszedłem do wniosku, że wolałbym z Państwem stracić, niż z innymi znaleźć. Już zresztą jakiś czas temu Fotezja zaimponowała mi inteligencją i wyobraźnią, przekładając zawczasu wyjazd do Namibii na przyszły rok, podczas gdy inni wciąż tkwią w maraźmie, a ja w niepewności wraz z nimi. Zatem tekst Pana Piotra to nie tylko słowa. Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy, jak minie ten paskudny czas i mimo tego, że jestem w grupie podwyższonego ryzyka. Przesyłam słowa szacunku i pozdrowienia.

  4. Piękny artykuł Piotrze! Odnośnie braku urlopów po epidemii – może to wynikać nie tylko z konieczności nadgonienia w pracy, ale też po prostu z braku dni urlopowych w danym roku. Co jeśli w rodzinie 2+1 lub 2+2 dzieci są już w takim wieku, że nie przysługuje na nie opieka ale są jeszcze zbyt małe, by mogły same zostać w domu a dziadków nie ma w pobliżu? Jeśli jeden z rodziców zmuszony jest wziąć urlop bo nie ma możliwości pracy z domu to może się okazać, że potem zabraknie wolnego na wyjazd wakacyjny. Nie wiem ile jest takich rodzin. To z jednej strony dramat dla dzieci, które cały rok czekają na wakacje, a z drugiej straceni klienci dla biur podróży.

    Planowałem teraz wiosną jechać do Toskanii na zdjęcia, w ramach samodzielnie zorganizowanego wyjazdu. Ostatecznie wyszło tak, że z przyczyn w ogóle nie związanych z koronawirusem zamiast tego pojechałem na tydzień do Szwajcarii na koniec lutego. Po tym jak cała Europa stanęła, cieszyłem się że Toskania wypadła z planów, bo teraz pewnie zastanawiałbym się jak odzyskać pieniądze za bilety lotnicze, hotel i wynajem samochodu. Byłem przekonany, że Ci którzy organizację wyjazdów powierzyli biurom podróży są w lepszej sytuacji niż Ci, którzy postanowili to zrobić samodzielnie. Twój wpis uświadomił mi jednak, że wcale tak nie musi być.

    1. Dzięki Adamie! No tak, powodów, dla których wiele osób w drugiej połowy może być zmuszonych do rezygnacji z planów urlopowych jest oczywiście więcej. To wszystko się dołoży do kryzysu w branży turystycznej. Tutaj zresztą w najgorszej sytuacji są hotele – mają stałe koszty eksploatacji budynku, pracowników, tylko klientów nie mają. Co zaś do klientów biur podróży – ich pieniądze są bezpieczne, oprócz ubezpieczeń samych touroperatorów, w „tarczy antykryzysowej” dodano zapis o możliwości zaciągnięcia przez Turystyczny Fundusz Gwarancyjny dodatkowego kredytu do wysokości obecnych środków – czyli faktycznie podwojenia obecnej rezerwy 150 mln zł.

  5. Dzieci najlepiej brać ze sobą, nawet w czasie roku szkolnego, jeden tydzień w towarzystwie Ewy, Piotra i warsztatowiczów jest wart półrocza w szkole! Sprawdzone w praktyce! Polecam!!!

    1. Dzięki Włodku! Myślę, że takie podejście spotkałoby się z entuzjazmem wśród znacznej części młodzieży szkolnej.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *