Amfiteatr w Dżerasz, Jordania

Planowana spontaniczność

Jestem wielkim zwolennikiem planowanej spontaniczności (z dużym naciskiem na spontaniczność). Niezobowiązujące planowanie daje mi większą swobodę podczas fotografowania i łagodzi stres związany ze spacerowaniem w poszukiwaniu tematów. Niektórzy lubią robić szczegółowy wywiad na temat miejsca, do którego się udają; ja wolę przeczytać o nim pokrótce i odkrywać je sam.

Powyżej to cytat z najnowszej (albo jednej z najstarszych*) książki Davida duChemina „Świat w obiektywie. W poszukiwaniu wizji” (s. 172). W tym fragmencie duChemin odnosi się do kwestii przygotowania do fotografowania. Przygotowania nie pod kątem doboru sprzętu, akcesoriów, zapakowania tego wszystkiego, logistyki, ale – przygotowania swojej wyobraźni, kreatywności, zebrania inspiracji. No i tu jest pytanie: czy wiedza pomaga na kreatywność, czy wręcz przeciwnie? Jak w przypadku większości problemów, tutaj też są dwie szkoły radzenia sobie.

Amfiteatr w Dżerasz, Jordania

Szkoła pierwsza: nie daj się wepchnąć w formę

Pierwsze podejście, którego nieortodoksyjnym zwolennikiem wydaje się sam duChemin, to zdanie się na żywioł i świeżość spojrzenia. Dać się zaskakiwać, korzystać z energii, jaką dają własne emocje, odkrywać wszystko samemu. Celem tego podejścia jest, aby nie dać się wepchnąć w utarte koleiny. Nie powtarzać cudzych kadrów, nie iść ścieżkami wydeptanymi przez tłumy turystów. Ale także nie dać sobie „wszczepić” (jak w „Incepcji”) cudzych pomysłów, wizji, pomysłów na kadry. Założenie tej szkoły mówi, że aby zrobić coś oryginalnego i własnego, najpierw trzeba będzie się od tych cudzych pomysłów i kompozycji uwolnić, więc po co w ogóle sobie nimi zaśmiecać wyobraźnię?

Arlekin na nabrzeżu, Wenecja

Szkoła druga: im więcej wiesz, tym więcej widzisz

Przeciwstawne podejście do tej kwestii zakłada, że trudno za każdym razem wymyślać koło na nowo, a w drodze do gwiazd wspinamy się po barkach wielkich przodków. Im więcej wiesz, im więcej rozumiesz, tym większą masz bazę do szukania własnego spojrzenia na świat. W świecie fotografii, zgodnie z tą szkołą, obejrzenie setek zdjęć z danego miejsca pozwala uniknąć ich nieświadomego powielania, a za to daje szansę wymyślenia (czasem jeszcze na etapie planowania podróży) wariantów, których nikt nie zrealizował. Nie ryzykuje się też przegapienia ciekawych rzeczy, które były za rogiem – gdyby się tylko o nich wiedziało… No i wreszcie – postrzeganie jest czynnością aktywną, łatwiej dostrzec rzeczy, których szukamy. Tym samym więc – łatwiej coś przeoczyć tylko dlatego, że nie wiedzieliśmy, że istnieje.

Fotograficzny nurt w obrębie tej szkoły sugeruje, że przygotować się należy nie wizualnie (oglądając zdjęcia z miejsca, do którego się wybieramy), ale raczej geograficznie i kulturowo – aby wiedzieć i rozumieć na co patrzymy. I z tego rozumienia, także znajomości kontekstu, historycznych zaszłości, może narodzić się pomysł na pokazanie tego miejsca.

Którą drogę wybierasz?

Które podejście jest dla Ciebie bliższe? Wolisz się solidnie przygotować, wiedzieć jak najwięcej czy wręcz przeciwnie – zdać się na spontaniczność, świeżość spojrzenia, siłę emocji wynikających z pierwszego wrażenia?

* Dlaczego to jest najnowsza książka Davida duChemina, choć też 10-letnia wyjaśniam w recenzji na Fotezji.

PS. Ilustracją są fotografie z jordańskiego Dżerasz i Wenecji. Jeśli ktoś jest zwolennikiem drugiej z opisanych szkół, to przed wizytą w Wenecji lektura „Historii Wenecji” pozwoli zrozumieć fenomen miasta imigrantów, które przez wieki kontrolowało połowę Morza Śródziemnego. Spojrzenie na Jordanię zmienia, oprócz Biblii oczywiście, przeczytanie „Dziejów wypraw krzyżowych” Stevena Runcimana.

  1. Chciałbym wskazać (moim zdaniem) trzecią ścieżkę (może nawet drogę): to postprodukcja. A wskazała mi ją dobitnie Ewa, zamieniając jesienne liście w wiosenne. Te wie pierwsze szkoły nawzajem się uzupełniają. I jak to w sztuce: drogowskazem jest intuicja.A ona powstaje z wiedzy.Podświadomość mając tę wiedzę,chowa ją głęboko i w odpowiednim momencie podsuwa rozwiązania. W psychologii twórczości to się nazywa inkubacją(zob. książki prof. Krzysztofa Szmidta). I jeszcze inna możliwość: pojechałem z Wami do Namibii drugi raz, bo wiedziałem ( po pierwszej bytności) jakie foty chcę zrobić.I teraz przygotowuję dużą wystawę fot z Namibii. Ale to inna bajka.
    Adam Borzęcki

    1. Postprodukcja jest zawsze możliwością, ale warunkiem jest, aby mieć materiał wejściowy. Jeśli gdzieś się nie poszło, nie spojrzało w odpowiednią stronę, nie wybrało perspektywy i momentu, to tego się nie nadrobi w obróbce.
      Wiedza zmienia spojrzenie na świat, więc z pewnością wszelkie lektury wpływają na to co i jak fotografujemy. Może to sprawiać wrażenie intuicji, gdy nasze decyzje i wrażliwość wynika z czegoś, co przeczytaliśmy dawno temu, nawet o tym nie pamiętamy, ale gdzieś te wrażenia i przemyślenia zostały.

  2. Jako element pasywny, czyli uczestnik wybieram drugą opcję, przed i po, po czym wracam i jeszcze raz, tak było w Toskanii, Wenecji, teraz czytam o Bretanii (mając nadzieję, pe dojdzie do skutku, jak nie teraz to za rok).

    W Pradze, gdzie stanowię element aktywny, również druga opcja, czyli staram się jak najwięcej opowiedzieć o realiach miasta, wierząc, że dzięki temu uczestnicy wykonają ciekawe zdjęcia. W efekcie niektórzy są w rozterce, czy słuchać, czy fotografować – wtedy radzę: Przyjedź jeszcze raz i trzymaj się ode mnie jak najdalej i będzie OK.

    1. Właśnie! Nasze praskie warsztaty mają dodatkową pułapkę: jak będziesz słuchał Włodka, to nie zdążysz pobiegać za kadrami, jak nie będziesz słuchał – to będziesz żałował, że nie słuchałeś…

  3. To zależy z kim się jedzie. Jak jadę z Wami, to wiem, że nic nie przegapię i się celowo nie przygotowuję. Pozwalam swoim oczom zalewać się falami zachwytu nad nieznanymi do tej pory obrazami. A jak się jednak coś przegapi, to trudno… Najwyżej jest powód, żeby tam powrócić.
    Zupełnie inaczej jest, jak jadę z Rodziną. Wtedy muszę się dobrze przygotować, wiedzieć co chcę i gdzie chcę i robić za pilota, szybko i sprawnie, bo wiadomo, że Rodzina robi się nerwowa, jak wyciągam statyw. Ten zachwyt wtedy jakby nieco mniejszy. No i trzeba Rodzinie tłumaczyć, „co Ty widzisz w tej kępie cyprysów”. Ale misja edukowania „niedowidzących” też jest ważna.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *