Ze starożytnego Rzymu przenosimy się w czasy biblijne, gdy Mojżesz prawie dotarł do Ziemi Obiecanej. I wiemy, czemu nie dotarł dalej. 😉
Wschód słońca na górze Nebo
Dzisiejszy poranek był trudny – nie tylko dlatego, że wyjechaliśmy z hotelu przed piątą rano. Na wschód słońca czekaliśmy na górze Nebo, skąd Mojżesz zobaczył Palestynę i umarł. Oba fakty są prawdopodobne i powiązane: z góry Nebo widać Izrael tylko wówczas, gdy silny wiatr rozgania słone opary Morza Martwego. A gdy na górze Nebo wieje, to wieje naprawdę porządnie – światowa ekstraklasa, z którą może się równać tylko marokańska Essaouira oraz najbardziej paskudna pogoda na Islandii. My przetrwaliśmy poranek dzięki polarom i goretexom, ale wcale nie dziwi, że takie warunki zaszkodziły wiekowemu Mojżeszowi. Warunki do fotografowania też były trudne, bo scenerie na długie ogniskowe, a przy takiej wichurze stabilność statywów była dyskusyjna – dobrze, gdy nie odlatywały.
Czekając na słońce wystraszyliśmy trochę jordańskich żołnierzy, gdy całą grupą przycupnęliśmy przy ścianie ich posterunku, chroniąc się przed wiatrem. Po krótkiej chwili żołnierze wyskoczyli w pełnym oporządzeniu, nieufnie patrząc, czy nie próbujemy obrzucić ich granatami i czy te długie czarne kształty w naszych rękach to aby na pewno statywy… Skończyło się bez incydentów dyplomatycznych. 😉
W drodze do Petry
Reszta dnia to przejazd do Wadi Musa, czyli miasteczka, które wyrosło tuż przy Petrze. Po drodze kilka razy zatrzymaliśmy się na krótkie plenery, m.in. przy dolinie Dana oraz zamku Krak de Montréal. Samą Petrę zaczynamy eksplorować jutro skoro świt i będziemy to kontynuować przez dwa dni, z krótką przerwą na sen. 😉
U góry perspektywa powietrzna i skały okalające dolinę Dana, w środku widok na Izrael przez Morze Martwe z góry Nebo, a na dole zachód słońca w okolicy zamku krzyżowców Krak de Montréal.