Zaprawdę, dziwna jest Islandia w tym roku. Deszcz do tej pory widzieliśmy dwa razy: przez kwadrans kapał na nas w Dolinie Ognia i wczoraj przez kilka minut jechaliśmy oglądając krople na szybie. Poza tym słoneczko i chmurki, niekiedy samo słoneczko. Widział kto kiedy taką pogodę na Islandii? Do tego, owszem, trochę wieje, ale co to za wiatr? Jak wieje, to nawet ptaki latają w dowolną stronę, a nie tylko z wiatrem.
W trakcie pleneru na Thorsmork połowa grupy się przypaliła, a druga połowa była zapobiegliwa i posmarowała się kremami chroniącymi przed UV. Przy wodospadzie Fagrifoss wzdychaliśmy za wiatrem, bo jak nie wieje, to obłaziły nas meszki. Na szczęście tutejsze meszki tylko denerwują, a nie gryzą, jak szkockie.
Witek, nasz przewodnik, chodzi od początku w sandałach i krótkich spodenkach, a jak już naprawdę wieje, to na t-shirta zakłada bluzę. Na początku patrzyłem na niego podejrzliwie, ostatnio coraz bardziej zazdroszczę krótkich spodenek.