Nawet jeśli się wie, że Islandia jest zaskakująca, to i tak potrafi zaskoczyć – nawet przy piątej wizycie. Pogoda nam się trafiła zupełnie nieislandzka. Najpierw dwa dni praktycznie ciągłego deszczu (co jest nieislandzkie, bo tam normalnie trochę pada, trochę świeci, trochę chmurzy, za to zawsze wieje), po których nastąpił zupełnie niewiarygodny tydzień upałów. Przez większość tego tygodnia dominowała całkiem bezchmurna pogoda – a dotąd, przez ponad miesiąc, jaki łącznie spędziłem na Islandii, ani razu nie widziałem tam blachobłękitu. W sumie dobrze, że były te pierwsze deszczowe dni, bo inaczej grupa pewnie oskarżyłaby mnie o bezzasadne naciągnięcie ich na kupowanie goretexów i peleryn. Dopiero ostatni dzień miał typową pogodę: bezdeszczową, ale z dynamicznymi chmurami. Jeśli miałbym powiedzieć, jakiej pogody można się spodziewać na Islandii w lipcu, musiałbym przyznać: absolutnie każdej. Widziałem już opady topniejącego śniegu, a teraz także egipskie upały przy błękitnym niebie.
Islandia się zmienia. Rok temu część pola geotermalnego pod Námafjall wyglądała inaczej – teraz znikły dwie spore błotne kałuże, za to na wcześniej pustym obszarze pojawiły się siarkowe wykwity. Erozja zmieniła część wzorów na ścianach wąwozu Hvannagil. W jeziorze przed czołem Vatnajökull, zawsze pustym, tym razem pływały niewielkie, błękitne góry lodowe. Górę Kirkjufell w chmurze o zachodzie słońca już widzieliście. Tutaj nawet idąc po raz czwarty po swoich śladach można zostać zaskoczonym.
Czwarta fotowyprawa dookoła Islandii (przy tym piąta na Islandię w ogóle – a przy okazji: to była nasza czterdziesta fotowyprawa!) zakończona. Poważnych strat sprzętowych tym razem nie było (mimo lekkiego stresu, gdy drugiego ulewnego dnia padło kilka aparatów – wszystkie jednak odżyły następnego poranka, po intensywnym suszeniu na grzejnikach), a najbardziej groźne okazały się… rybitwy, których ofiarą padło dwoje uczestników.
Na Islandię wracamy za rok i jesteśmy pewni, że znowu nas czymś zaskoczy. A zdjęciami z tej wyspy z pewnością będziemy Was dręczyć. Tym razem od góry: lodowcowa plaża Jökulsárlón, odpływ przy Vestrahorn i porośnięte mchem pole lawy gdzieś po drodze.