Cairn islandzki

Islandia – piekielny dzień (albo dwa)

Menhir islandzki

Wczoraj i dzisiaj wstępowaliśmy do piekieł, było nam po drodze. Wczoraj, po spacerze koroną wulkanu, zawitaliśmy do lawowego labiryntu Dimmuborgir, uważanego w lokalnych wierzeniach za bramę do piekieł. Czarne, ostre kamienie istotnie robią wrażenie miasta wypalonego w diabelskich piecach. Później wąchaliśmy wyziewy diabelskiej kuchni wśród sulfatarów i fumaroli pod górą Namafjall. Dzisiaj odwiedziliśmy obszar wulkaniczny Krafla, uważany przez miejscowych, no zgadnijcie za co? Bramę do piekieł, oczywiście. Dopiero co zastygła lawa (ma jakieś trzydzieści parę lat, w skali geologicznej to mniej niż moment) uformowała nieprawdopodobny, księżycowy krajobraz, zasadniczo czarny, ale z elementami czerwieni, fioletu, zieleni, pomarańczu… Miejscami wciąż wydobywają się tam dymy, widać piekielne kominy nie wygasły. Na koniec zajrzeliśmy jeszcze w śliczne miejsce: błękitne jeziorko Viti, umiejscowione w kraterze i bardzo, bardzo głębokie, z którego to powodu jest ono uważane za bramę piekieł, oczywiście.

Pole lawowe Krafla, Islandia

Tak wiele piekielnych bram, umiejscowionych na dość niewielkim terenie, ma swoje konsekwencje: te dwa dni były słoneczne i piekielnie gorące, co widać na zdjęciu grupowym. W sam raz pogoda, żeby poszukać pięknego zachodu słońca na górce nad schroniskiem, w którym śpimy.

Uczestnicy fotowyprawy na Islandię 2017