Kronika zapowiedzianej śmierci? Dżuma? Śmierć w Wenecji? Jakby tu zatytułować notkę o odwołaniu karnawału w Wenecji z powodu zagrożenia grypą? Wszystkie dobre tytuły już były, jest dramat. Nas ten dramat nie bardzo dotyczy, bo odwołanie karnawału na dwa dni przed końcem nic nam nie zmienia. A raczej – może nam zmienić na lepsze.
Odwołanie karnawału – czyli czego?
Od jutra karnawału nie ma, ale zostaje Wenecja. Nikt stąd nikogo nie wysiedla, nie ma godziny policyjnej ani zakazu używania statywów. Odwołano jedynie wszystkie imprezy i bale, które miały się odbyć. Na żadnym nie planowaliśmy być. Podobno na nabrzeżu przy placu Świętego Marka nie będzie już Prawdziwych Wenecjan w strojach z epoki. Szkoda, ale fotografowaliśmy ich przez ostatnie dni, jutro i tak mieliśmy co innego w planach. Zapewne większość osób, które planowały przyjazd na wielki finał karnawału, odwoła swoją podróż. No cóż, będzie luźniej, co może być dla nas korzystne, jako że planujemy jutro wizytę na Burano. Już raz się wybieraliśmy na Burano, ale zmieniliśmy plany, bo kolejka na prom płynący na tę wyspę wymagała co najmniej godziny stania. Liczymy, że jutro będzie luźniej.
Zatopić Wenecję
Nie bardzo mam ochotę analizować sens odwoływania karnawału z powodu kilkudziesięciu przeziębień na północy republiki. Całe zamieszanie z pewnością natomiast najbardziej odbije się na samej Wenecji. Żyjące dziś z turystów miasto już swoje oberwało, gdy obrazki z ulic zalanych wskutek corocznego aqua alta wystraszyły turystów. Szacuje się, że tegoroczny karnawał jest z tego powodu mniejszy o 1/3. Teraz jeszcze został skrócony i pozbawiony finalnych spektakli. Hotelarze, restauratorzy i gondolierzy nie będą mogli zaliczyć tego roku do udanych.
Wczoraj słońce, dzisiaj mgła
My ten karnawał mamy natomiast całkiem udany. Wczorajszy wschód był spektakularny i czerwony, dzisiejszy dał nam okazję do fotografowania w nie mniej spektakularnej mgle. W ciągu dnia uliczki na trasie z mostu Rialto czy mostu Academii na plac Świętego Marka są solidnie zatłoczone. Wolę sobie nie wyobrażać, jak to wygląda w latach, gdy liczba turystów jest normalna. Za to boczne zaułki i mniej popularne dzielnice – nawet w szczycie karnawału są puste i zachęcające do spokojnego kontemplowania. Nawet jednak najbardziej popularne miejsca całkiem nieźle fotografuje się o wschodzie słońca, a na środek dnia i popołudnie warto uciec w mniej słynne rejony. Ot, dzisiejszy zachód słońca na położonej naprzeciw placu Świętego Marka wyspie San Giorgio Maggiore mieliśmy w nielicznym towarzystwie, którego znaczną część stanowiły postacie w fantastycznych strojach.
Jutro kontynuujemy zwiedzanie zgodnie z planem, a wracamy do kraju we wtorek koło południa. I żaden Joker ani Jeźdźcy Apokalipsy czyli Histeria, Panika i Owczypęd nas nie zniechęcą.
Smutny mim żegna uczestników Karnawału 2020. Do następnego roku!