Te warsztaty fotograficzne spóźniły się o miesiąc. Trzy dni wśród świętokrzyskich krajobrazów mieliśmy spędzić w maju, ale pokrzyżowała to pandemia. Czerwcowy termin warsztatów miał swoje zalety (ciepło było nawet przed wschodem słońca) i wady (godzina tegoż wschodu słońca…). Były też sesje z pejzażami, końmi i domami malowanymi w kwiaty, były dyskusje o fotografii i mnóstwo fotografowania. Zdążyliśmy nawet troszkę się przespać.
Startujemy ze szlacheckiego dworku w Odonowie
Naszą bazą w trakcie tej edycji warsztatów fotograficznych Czarowne Świętokrzyskie był dwór w Odonowie. Sam ten obiekt wart był sesji fotograficznej (na którą nie mieliśmy czasu w programie wypełnionym plenerami krajobrazowymi i sesjami końskimi). Warta grzechu była też serwowana kuchnia – i na to czas mieliśmy! 🙂
Spotkanie z uczestnikami warsztatów w czwartkowe popołudnie rozpoczęliśmy od teoretycznego przygotowania do największego wyzwania tych warsztatów – fotografowania biegających koni. Przedstawiliśmy dostępne strategie realizacji tego tematu, omówiliśmy technikę panoramowania, konfigurację aparatu pod kątem zaplanowanego efektu i ostrzegliśmy przed najczęstszymi popełnianymi w takich sytuacjach błędami. Po tym wykładzie na temat fotografowania koni ruszyliśmy robić zdjęcia… krajobrazom.
Dwa plenery na jednym plenerze
Na pierwszej sesji udał nam się rzadki wyczyn – zrobiliśmy dwa plenery. Najpierw fotografowaliśmy falujące pola „Świętokrzyskiej Toskanii” koło wsi Cieszkowy, a już całkiem na koniec dnia zdążyliśmy na zachód słońca nad wijącą się drogą koło grodziska Stradów. Długie czerwcowe dni mają swoje plusy…
Żarty się skończyły wraz ze wschodem słońca o godzinie czwartej. Ponownie wybraliśmy się na „toskańskie” plenery, które wynalazła dla nas prawdziwa świętokrzyska czarownica Ka_tula, ale w miejsce nieco bardziej oddalone. Pola koło Krzyża zajęły nas na dobre dwie godziny. Po śniadaniu wyruszyliśmy do Zalipia fotografować kwiaty – głównie takie malowane na ścianach domów, choć normalne, kwitnące i pachnące też tam były.
Piątkowy wieczór spędziliśmy z hucułami na rozległym pastwisku w Kazimierzy Małej. Te niewielkie koniki okazały się bardzo przyjazne, a przy tym ciekawskie. Główną trudnością przy kadrowaniu było to, że koń się zbliża, sprawdzając co się dzieje…
Konie, dumne konie
Sobotni poranek spędziliśmy znowu wśród koni, ale tym razem większych i energiczniejszych: pojechaliśmy na umówioną sesję z arabami do stajni i szkółki jeździeckiej w Ksanach. W blasku wstającego dnia konie i jeźdźcy prezentowali się fantastycznie! A my przez półtorej godziny panoramowaliśmy i zamrażali, i panoramowali znowu, podczas gdy grzywy i spódnice powiewały fantazyjnie. Wyzwanie: nie zużyć wszystkich kart pamięci…
Po śniadaniu wyruszyliśmy podziwiać niezwykłe formy skalne i oryginalną roślinność rezerwatu w Skorocicach, ale po drodze zatrzymaliśmy się na plener-niespodziankę z polem maków w roli głównej. Makowe szaleństwo trochę się przeciągnęło (bo jak tu zostawić takie piękne makowisko?), ale na pyszny obiad do Odonowa zdążyliśmy. I to już był koniec gorącej, cudownej, pachnącej latem, ósmej, ale nieostatniej edycji Czarownych Świętokrzyskich.