Katastrofa z 1986 roku dotknęła nie tylko miasta, jak Prypeć czy Czarnobyl, ale także setki położonych w ich pobliżu wiosek. Dzisiaj mieliśmy okazję odwiedzić kilka z nich.
Z wizytą u samosioła
Tylko po stronie ukraińskiej z wiosek wokół elektrowni atomowej wysiedlono ponad sto tysięcy ludzi. Dzisiaj 30-kilometrowy krąg wokół miejsca katastrofy wyznacza bezludzie – nie można tu mieszkać na stałe, nie można uprawiać ziemi, a wjechać można wyłącznie po otrzymaniu czasowego zezwolenia. Wyjątki potwierdzające tę regułę to tzw. samosioły, czyli samoosiedleńcy: dawni mieszkańcy tych okolic, którzy po katastrofie wrócili na stare śmieci, a których władze nie mają serca wciąż przeganiać (choć kiedyś to robiono). Obecnie jest to już tylko kilkanaście zaawansowanych wiekiem osób, i jak się łatwo domyślić, z roku na rok samosiołów ubywa. Odwiedziliśmy dziś Wasilija i jego żonę, którzy we dwójkę są ostatnimi mieszkańcami wsi Teremtsi nad Dnieprem. Przywieźliśmy im żywność i zostaliśmy ugoszczeni i napojeni. Wasilij warunki ma trudne, ale orzechówkę pędzić umie.
Znikający świat
Opuszczone wioski oczywiście niszczeją. Drewniane chałupy zapadają się ze starości, a czasem przygniecione drzewem. Przechylone płoty, całkiem już spore drzewa wyrastające – bywa – na środku domu, omszałe ściany a przed nimi kwiaty: wszystko to było dzisiaj tematem naszych zdjęć. Pogodę mieliśmy dobrą, bo ponurą. Domy w środku lasu (którego trzydzieści lat temu nie było wcale) fatalnie wyglądałyby w słońcu. Jest co fotografować, ale za kilka-kilkanaście lat przyroda wygra i śladów wiosek trzeba będzie szukać z mapami z czasów ZSRR w ręce.
W najlepszym hotelu w Czarnobylu „wifi przecież jest, a tylko internet nie działa”. Relację wrzucam przez telefon z ukraińskim SIM-em.