Pierwsza edycja toskańskiej fotowyprawy stała się historią. My wróciliśmy do domu i mamy nadzieję, że pozostali uczestnicy też zakończyli swoją podróż (szczególne pozdrowienia dla Newy, która do Toskanii jechała prawie spod Koła Podbiegunowego). Rachunek zysków i strat:
– dwa połamane statywy
– koszt dodatkowego urlopu, żeby odespać zaległości
+ pewnie koło terabajta zdjęć (w przypadku Piotra i Ewy: łącznie ok 2,5 tysiąca zdjęć na 70 GB – wiecie, co będziecie oglądać przez najbliższe kilkaset blogowpisów?)
+ zjedzone lody, pasty, lasagne, ravioli, gnocchi, torta a fruta secca i inne pyszności
+ przywiezione wina i sery, które posłużą do symulacji Toskanii przez kilka wieczorów
+ tydzień spędzony z przesympatyczną grupą fotomaniaków w jednym z najbardziej fotogenicznych miejsc na świecie
My tam jeszcze wrócimy – we wrześniu. I zapewne nie będzie to ostatni raz.