No to już po raz trzeci (ale tradycja! 😉 ) trochę sumuję ubiegły rok, a trochę wróżę na obecny. Maszyna losująca tasuje karty Sandiska i… ruszamy.
Najpierw rozliczenia, czyli co trafiłem, a gdzie spudłowałem. Nie pojawiła się żadna nowa technologia, która uratowałaby spadającą sprzedaż aparatów (trafiłem). Wi-Fi w aparatach staje się coraz powszechniejsze i coraz bardziej oczekiwane, trochę więcej z aparatami można zrobić, ale jakiegoś przełomu tu nie widać (trafiłem? spudłowałem?). Sprzedaż aparatów nadal spada (trafiłem) i spadać będzie (trafię za rok). Ukazał się Canon 7D II (trafiłem), natomiast nadal nie widać czegoś na kształt Nikona D400 (pudło), bo… Nikon bardzo zaangażował się w strategię „pełna klatka dla każdego” (trafiłem) i na jakieś APS-C nie będzie się rozdrabniał. Na razie żaden z producentów nie wypadł z kurczącego się rynku, poczekamy z wnioskami do końca 2015, podtrzymuję, że graczy na rynku ubędzie. Nie widać jakiegoś ruchu ze strony galerii internetowych, które nowymi funkcjami, technologiami prezentacji czy ciekawie rozwiązanymi mechanizmami społecznościowymi próbowałyby powstrzymać odpływ fotoamatorów na fejsbuka (pudło). Owszem, pojawiły się takie serwisy jak Medium.com, ale nie tego oczekiwałem – tam mamy nowatorski, ale tylko jeden rodzaj prezentacji, ja spodziewałbym się dodania tych nowych form do istniejących galerii.
Co w 2015 roku?
– Lecimy, lecimy, a dna nie widać: sprzedaż aparatów nadal będzie spadać, żaden cud się nie objawi. Sytuacji nie odwróci kontynuacja strategii „pełna klatka dla każdego”, aczkolwiek firmom biorącym w niej udział (Nikon, Sony, w części Canon) finansowo wyjdzie ona na dobre. Jest pewna szansa, że któryś z producentów (Sony?) wyścig na rozmiar matrycy zechce przenieść na nowy poziom i ogłosi premierę systemu średnioformatowego. Wywoła to sporo szumu, ale na rynek nie wpłynie (w tej chwili cały światowy rynek średnioformatowy to około 6000 sztuk rocznie – nawet dziesięciokrotne powiększenie skali nadal będzie stanowiło promil lustrzanek i kompaktów, których sprzedaż w dalszym ciągu liczona jest w milionach sztuk rocznie).
– Mimo tych starań aparatów sprzeda się w tym roku mniej niż w zeszłym i wcale nie będzie to jeszcze dno. Szanse, że ktoś spoza wielkiej dwójki wypadnie z gry, są spore. Możemy się spodziewać wyścigu na megapiksele (fotograficzne i filmowe, czyli 4K), ale – bądźmy szczerzy – kogoś to jeszcze ekscytuje?
– Jest prawdopodobne, że do zabawy „pełna klatka dla każdego” zechcą przyłączyć się jeszcze jacyś producenci (Fuji?, Pentax?), co zwiększy liczbę systemów, ale do końca roku ich liczba powinna się efektywnie zmniejszać – efektywnie, to znaczy, że faktycznie niektóre systemy będą martwe, ale ich producenci do tego się nie przyznają jeszcze długo, zgodnie z zasadą, że nie ma trupa póki nie śmierdzi.
– Będzie drożej. Rynek się kurczy, coraz mniej można liczyć na efekt skali, dla producentów jedyną szansą na dochody są aparaty z dużą marżą – z pewnością więc nie (martwe od dawna) kompakty, nie tanie lustrzanki i bezlusterkowce, ale aparaty dobrze wyposażone, ze wszystkimi funkcjami, jakie można sobie wyobrazić albo… pełnoklatkowe. Tanie aparaty będą musiały być natomiast coraz tańsze w produkcji, co oznacza gorsze materiały, uproszczoną kontrolę jakości i wszelkie skróty w produkcji, jakie da się zrobić. Jest spora szansa, że właśnie dlatego zobaczymy bezlusterkowce Nikona z bagnetem F i bezlusterkowce Canona z bagnetem EF – nie dlatego, że bezlusterkowce są oczekiwane, ale dlatego, że mają mniej części i są prostsze i tańsze w produkcji.
– Patrzcie na Chińczyków! Tam, gdzie biznes dla firm japońskich się kończy, otwierają się możliwości dla tańszych wykonawców, którzy zrobią to samo, ale taniej i jeszcze na tym zarobią. Padł Metz, wygryziony przez dalekowschodnich producentów lamp, kto następny? Trend wyznacza Yongnuo, które zaczęło klonować obiektywy Canona – z pełną automatyką i autofokusem! To duży krok do przodu względem manualnych obiektywów Samyanga.
– Fotografia się nie kończy, kończą się złote lata sprzętu fotograficznego. Fotografia nadal będzie hobby popularniejszym niż była kiedykolwiek, tylko bardziej będzie polegała na fotografowaniu tym, co się ma (niekiedy od dawna), a nie kupowaniu nowych zabawek. Nadal liczę, że następną ekscytującą rzeczą będzie nie sprzęt, ale serwis internetowy, dający fotografom zupełnie nowe możliwości i integrujący społeczność. Fejsbuk jest naprawdę fatalnym miejscem na prezentację zdjęć.
I z tego wszystkiego będziecie mogli mnie rozliczyć już za rok. Obiecuję: nie będę wrzeszczał, że historia mnie rozliczy. 😉
PS. U góry oczywiście Wenecja, poniżej Gruzja. Zerkaliście ostatnio na listę przyszłorocznych fotowypraw? 🙂