Niektórzy podsumowują mijający rok, inni wróżą, co się wydarzy w 2013, a u nas dwa w jednym – sumujemy i wróżymy. Wróżymy z kart. Sandiska, nie Tarota.
Wśród producentów aparatów miniony rok bardzo przypominał początek partii pokera, a w tym będziemy mieli jej rozstrzygnięcie. W 2012 wytwórcy aparatów podnosili stawki i blefowali, a teraz rynek sprawdzi, co naprawdę mają w kartach. Poniżej mój prywatny ranking tych, którzy podbijali i blefowali najlepiej.
– IV miejsce – Nikon D800 za przebicie „megapiksele nadal sprzedają się świetnie”. Jest bardzo prawdopodobne i nie tak trudne do przewidzenia, że Nikon może mieć rację, więc tylko miejsce poza podium – to nie było bardzo odważne zagranie.
– III miejsce – Canon 6D za próbę sprawdzenia, czy klienci mają tak kiepską pamięć, aby dało im się wcisnąć nieco stuningowanego EOS-a 5D II pod nową nazwą. Dodatkowy punkt za odważne założenie, że 6D da się sprzedać jako najtańsza lustrzanka pełnoklatkowa w sytuacji, gdy 5D II (nowy i z gwarancją) jest nieco tańszy. Nie wykluczam, że uda się zrealizować oba założenia.
– II miejsce – Sony A99 za poddanie pod ostateczny osąd rynku decyzji o zastąpieniu wizjera optycznego przez elektroniczny. O ile wizjer elektroniczny (EVF) ma pewne przewagi nad optycznym w najtańszych modelach lustrzanek, gdzie układ pentaluster daje obraz dość mały i ciemny, o tyle już lustrzanki ze średniej półki, z porządnym pryzmatem, oferują całkiem spory podgląd. Pełnoklatkowe A900 ma już wizjer ogromny – dla okularnika może być nawet zbyt wielki. EVF w A99 względem optycznego A900 nie daje przewagi rozmiaru. Zostaje tylko epatowanie nowoczesnością i „elektroniczne jest lepsze”. Biorąc pod uwagę, że na pełnoklatkowej półce A99 będzie rywalizować nie tylko z D800 i 5D III (pomińmy 1D X i D4), ale też ze znacznie tańszymi 6D i D600 – Sony musi być cholernie pewne, że „elektroniczne jest lepsze”. Lub bardzo chcieć w to wierzyć.
– I miejsce – wspólne dla Canona i Nikona za olanie w 2012 roku lustrzanek z matrycą APS-C. Ok, miała miejsce premiera Canona 650D i Nikonów D3200 oraz D5200, ale gdzie jest nowy 7D i D300s? Modelom D7000 i 60D też nie zaszkodziłaby aktualizacja, ale pies pogrzebany jest w obiektywach, a pogrzeb trwa już od lat. Od lat w kwestii optyki dla lustrzanek niepełnoklatkowych dzieje się niewiele i żaden z potentatów nie może uczciwie powiedzieć, że ma kompletny system lustrzanek APS-C. Tymczasem dla obu potentatów lustrzanki APS-C to chleb i masełko, podczas gdy sprzedaż bezlusterkowców i pełnoklatkowców to wisienka na torcie (w przypadku Nikona pełnoklatkowce stanowią tylko 5-7% ogólnej sprzedaży aparatów z wymienną optyką). Może w Canikonie wierzą, że z tych paru procent pełnoklatkowców zrobią szybko co najmniej 10 razy tyle, a reszcie wcisną bezlusterkowce (znaczy, Nikona 1 i Canona EOS M)? Jeśli taka idea stoi za olaniem niepełnoklatkowców, to jest to licytacja roku. To teraz czekamy na sprawdzenie i zobaczymy, co kto miał w kartach.
I jeszcze nagroda specjalna – dla wszystkich producentów bezlusterkowców. Te kompakty z wymienną optyką mają podobno wyprzeć lustrzanki, a koronnym dowodem na to przeważnie ma być ich sprzedaż w Japonii. Pomijając kwestię, na ile Japonia jest reprezentatywna dla reszty świata (nie jest), to popatrzmy na wyniki 2012 roku. Podał je serwis BCN Ranking, zajmujący się analizą rynku elektroniki konsumenckiej. Jeśli się komuś nie chce męczyć z tłumaczeniem krzaczków, to u Thoma Hogana najciekawsze dane są podane po angielsku. Co z nich wynika? Owszem, w Japonii w 2012 roku co drugi aparat w sklepie to był bezlusterkowiec, ale na świecie ich udział nie miał szans przekroczyć 20 procent – bo (tym razem według danych CIPA) poza Japonię wysłano tylko niespełna 2,5 miliona bezlusterkowców wobec prawie 13 milionów lustrzanek. Dane te odnoszą się do egzemplarzy wysłanych do sklepów, a nie sprzedanych, a także nie uwzględniają Samsunga i Leiki – bądźmy mili i dajmy im 4% rynku.
Jeszcze ciekawiej jest, gdy wrócimy do BCN i zobaczymy, ile płacili Japończycy za bezlusterkowce. Przeciętna cena bezlusterkowca w japońskim sklepie to nieco ponad 800 dolarów, ale Skośnooocy kupowali za 500-800 dolarów. Jak to możliwe? Japończycy kupowali albo na wyprzedażach, albo modele poprzedniej generacji.
Nawet na najlepszym dla bezlusterkowców rynku klienci nie chcą za te aparaty płacić tyle, ile za lustrzanki. Jeśli kupują, to dopiero przy radykalnych przecenach. Ostatnio na rynek bezlusterkowców wszedł Canon, a Nikon za śmieszne pieniądze zaczął wyprzedawać swoją pierwszą generację serii „1”. W przyszłym roku zobaczymy, czy bezlusterkowce stają się takim rynkiem, jakim stały się kompakty – może i da się dużo sprzedać, ale zarobić da się niewiele.