Na forum dla amatorów malarstwa przyjmuje się, że obrazy maluje się po to, żeby zużywać odpowiednie ilości farb, które dzięki temu nie zasychają w tubkach. Na forum wędkarskim starzy wyjadacze twierdzą, że należy koniecznie stosować duże szpule żyłki, najlepiej grubej, bo tylko w ten sposób uda się wykorzystać całą potencjalną objętość kołowrotka.
Nie wierzycie?
Słusznie, bo to zupełny nonsens, który właśnie przed chwilą wymyśliłam. A na polu fotograficznym? Obiektywy służą do tego, żeby w pełni wykorzystać możliwości matrycy. Z tego wniosek, że matryca o wyższej rozdzielczości to dopust Boży, bo zmusza do wykosztowania się na najlepsze obiektywy w danym systemie. A po co kalibruje się monitory? To chyba oczywiste: żeby w pełni wykorzystać ich możliwości. Co oznacza uzyskanie jak najszerszego gamutu, niezależnie od tego, czy jest on przydatny i czy zapewnia maksymalną możliwą wierność kolorów. Po co istnieje system zarządzania kolorem i profile barwne? Żeby konwertować! Najlepiej w te i wewte, plik nieskonwertowany uważa się za nieważny. Możliwość oglądania poprawnych barw niezależnie od profilu pliku, tudzież otrzymywania powtarzalnych i przewidywalnych wyników na maszynach innych niż własny monitor, to skutek uboczny, w sumie mało ważny, który można poświęcić dla radości konwertowania i oglądania kolorów takich, jakimi nie widzi ich nikt inny.
Nie wierzycie?
Poczytajcie fora fotograficzne.
I tylko w zakamarkach mózgu kołacze się niepokojące wspomnienie: jak to było z tym nosem i tabakierą…?