Adobe zrobiło ostatnio fotografom prezent, choć tak trochę jakby półgębkiem, nic nie mówiąc, tylko kładąc pożądany obiekt w postaci pakietu CS2 na progu domu. Była już o tym mowa tu i tam, więc wystarczy roztrząsania problemów prawnych. Pozostaje do rozstrzygnięcia kwestia praktyczna: warto się w ogóle na to rzucać?
W przypadku użytkowników Maków odpowiedź jest prosta: nie warto, chyba że masz naprawdę stary komputer. Na nowych programy się nie uruchomią. Pecetowcy takich problemów nie mają. To jak, warto zainstalować starego Photoshopa?
Jeśli masz nowego, to oczywiście nie. Ale w pojedynku: nowy GIMP albo Elements kontra stary Photoshop, zwycięzca jest moim zdaniem oczywisty. Przynajmniej pod warunkiem, że edycja RAW-ów nie będzie kwestią priorytetową.
Najpierw pomówmy o GIMP-ie, który jest bardzo fajny, cool i GNU, ale niestety, jakoś wciąż nie może się dorobić narzędzia, które by pozwoliło w jednym przebiegu poprawić i perspektywę, i przechylenie horyzontu, i może jeszcze skośne przekrzywienie zdjęcia. Trzeba to robić po kolei, co trochę trwa, bo szybkością to on nie grzeszy – przynajmniej jeśli chodzi o edycję współczesnych, dużych zdjęć, bo drobne pliczki do internetu śmigają aż miło. Tymczasem PS sprzed lat ma i wygodne narzędzia do korekcji geometrii (choć nie do automatycznej korekcji wad obiektywu), i całkiem przyzwoitą regulację osobno jasnych i ciemnych partii obrazu (Światłocień, czyli Shadow/Highlight), i jeszcze parę istotnych rzeczy, wśród których znajduje się też dobre tempo działania. Oczywiście, to wciąż program 32-bitowy, nie spodziewajmy się rakiety…
A jak tam wypada pojedynek z nowym Elementsem? Tu już nie ma tak oczywistego nokautu, ale i tak przewaga programu starego, ale profesjonalnego nad nowym i sztucznie okrojonym istnieje. Elements od bodajże dwóch wersji przeprosił się z maskami, ułatwiając w ten sposób użytkownikom życie, ale narzędzia do zaznaczania i maskowania są w nim słabsze niż w PS-ie, nawet starym. Również lista możliwych trybów mieszania warstw jest krótsza, co ogranicza możliwości efektownej zabawy teksturami i stylami. Mieszania kanałów nie ma wcale, a funkcjonalność Krzywych jest poważnie ograniczona. No i nie zapominajmy o mniej oczywistych kwestiach, jak na przykład pełne zarządzanie kolorem.
Natomiast jeśli chodzi o edycję RAW-ów, to jednak im nowszy program, tym lepszy. Wprawdzie nowy Camera RAW z Elementsa ma wciąż tyle zakładek, co stary z PS-a, ale za to główny panel ma lepszej jakości, z odzyskiwaniem świateł, regulacją czerni i kontrastu miejscowego. To są rzeczy, których kiedyś nie było, podobnie jak wirtualnych filtrów połówkowych (które jednak można spokojnie symulować, mając do dyspozycji starego ale jarego PS-a) i korekcji miejscowej. Dość powiedzieć, że w „Biblii profesjonalisty” do Photoshopa CS2 Deke McClelland poświęcił wywoływaniu RAW-ów całe… 12 stron. Dwanaście! I omówił wszystko!
Czy te wszystkie cuda nowego Camera Rawa użytkownik wykorzystuje? A to już osobne pytanie.
Uzupełnienie: No i skończyło się rumakowanie… Adobe odczekało, aż cały świat sobie pakiet ściągnie, a teraz grzecznie odradza jego stosowanie z powodu tego, że jest przestarzały i niewspierany. I mówi, że to tylko dla tych, którzy kupili kiedyś CS2 i koniecznie potrzebują go nadal używać. Mówi to w takim żółtym okienku na górze swojej strony. Nie tłumaczy to wprawdzie, po co dawać numerki ludziom, którzy numerki mają, ale i na to pewnie jest jakieś wytłumaczenie. Poznamy je być może po następnych dwóch tygodniach gdybania 😉