Chmura obliczeniowa to od paru lat coraz modniejsza technologia. Co z tego może wynikać dla fotografa – i czy warto chodzić z głową w chmurze, czy raczej obawiać się zachmurzenia?
Nie będę tu bawił się w precyzyjne definicje przetwarzania w chmurze, natomiast w dużym skrócie, który wszyscy informatycy mi wybaczą (niech spróbują nie!), chmura obliczeniowa to jakieś komputery i oprogramowanie umieszczone gdzieś w internecie, dzięki którym możemy się tam zalogować i korzystać z różnych usług – z dowolnego urządzenia podłączonego do internetu oraz z dowolnego miejsca na świecie.
Co z tego może wynikać dla fotografa? No, właściwie wszyscy już siedzimy w chmurach, tylko niekoniecznie o tym wiemy. Picasa, Flickr, Facebook czy Google+ to chmurowate składnice danych – można wrzucać i wrzucać zdjęcia, a później je sobie z dowolnego miejsca ściągnąć. Bardziej poufne metody składowania plików to np. Dropbox czy Google Drive, a są przecież jeszcze specjalistyczne serwisy dla fotografów, jak Photoshelter. Fajny pomysł na backup? No właśnie – to jedno z zastosowań chmury. Tylko czy sprawdzi się przy fotografii?
Teoretycznie jest to super: mamy kopię bezpieczeństwa z daleka od domu, niezależną od powodzi, pożaru i przepięcia. Ponadto nie płacimy (lub płacimy niedużo) za bliżej nieokreślone, ale wielkie przestrzenie dyskowe. Dostęp do zdjęć mamy z komputera domowego, służbowego, u znajomych, u klienta, a nawet w knajpie, gdy wyciągniemy z kieszeni smartfona. Zanim zaczniecie przerzucać gdzieś swoje RAW-y, poczytajcie jeszcze chwilę.
No właśnie – przerzucanie RAW-ów… Wypchnięcie kilkudziesięciomegabajtowego pliku w świat trochę trwa (ściągnięcie trwa krócej, bo łącza są asymetryczne – szybciej ściągamy dane niż wysyłamy). Ile czasu nam zajmie wypchnięcie wszystkich RAW-ów z poprzednich wakacji? Cały czas do następnych wakacji? W razie potrzeby ściąganie tego wszystkiego z powrotem też szybkie nie będzie.
Zanim jeszcze zaczniemy wypychać te dane, zastanówmy się najpierw, gdzie one trafią? Jak je wrzucimy na Facebooka, to trafią do wszystkich – nie dlatego, że FB taki popularny, tylko właśnie podzieliliśmy się prawami do zdjęć z całym światem. Podobnie jest z Picasą. Pisał o tym Darek na F-Lexie, więc ja nie będę mu odbierał chleba. 😉
Oddzielną od kwestii prawno-regulaminowych jest sprawa poufności danych. Dropbox miał przez pewien czas dziurę, pozwalającą każdemu dostać się do dowolnego konta. Włamywano się też do sieci firmowych banków i dużych korporacji. Możemy dostać obietnice poufności danych, ale żadnych gwarancji.
Na bezpieczeństwo danych – ochronę przed ich utratą – też przesadnie nie liczmy. Bezpłatne i tanie serwisy chmurowe nie obiecują redundancji i wyrafinowanych metod archiwizacji, a te, które coś obiecują, takie tanie już nie są. Zresztą, obiecanki są prawdziwe, dopóki nic się nie dzieje. Jak się zaczyna coś dziać, to – siła wyższa, prawa rynku, przykra konieczność, czyli pomachaj swoim zdjęciom na do widzenia. Pięć lat temu machali swoim zdjęciom na pożegnanie fotografowie i agencje, które korzystały z usług Digital Railroad (ówczesnego konkurenta Photosheltera z podobną ofertą usług). Digital Railroad niespodziewanie i bez ostrzeżenia zbankrutował, dając swoim klientom 24 godziny na ściągnięcie swoich plików. Co się dzieje, gdy tysiące osób próbują jednocześnie z jednego serwisu ściągać terabajty danych?
To co, omijać chmurę jako miejsce do przechowywania zdjęć? Niekoniecznie. Z pewnością nie wierzyć, że dzięki chmurze można przestać robić backup w domu, przestać dokupywać dyski, nagrywać płyty czy co tam przewidują nasze dotychczasowe procedury. Chmura od biedy może być dodatkową metodą archiwizacji danych, ale z pewnością nie jedyną, a już absolutnie nie jest dobrym miejscem do przechowywania jedynych egzemplarzy (co ponoć praktykowała część klientów Digital Railroad). Z pewnością chmura to wygodna metoda dostępu do plików, których możemy potrzebować w różnych miejscach w celu prezentacji ich różnym osobom – co prawie nigdy nie oznacza RAW-ów, natomiast często – dobrze przygotowane i zmniejszone JPEG-i.
Przechowywanie danych to nie jedyne zastosowanie chmury, ale o tych pozostałych będą następne odcinki minicyklu.