Polski antyamerykanizm jest efektem zawiedzionej miłości. W ogóle antyamerykanizm jest ostatnio modny, ale z innej perspektywy nie lubią Jankesów Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy. „Duzi” Europejczycy mają jakieś mniej lub bardziej ujawniane ambicje imperialne (albo sentyment za takimi ambicjami) i po prostu chcieliby wskoczyć w kowbojskie buty. U nas powód resentymentu jest inny – my tak śniliśmy „american dream”, że przebudzenie okazało się koszmarem. Po prostu nie możemy przyjąć do wiadomości, że to był tylko sen i z tego rozczarowania zamieniamy ślepą miłość na równie ślepą niechęć. USA nie mogą być po prostu normalnym krajem, ze swoimi interesami, celami i – nomen omen – racją stanu. Hej, my też chcieliśmy iść „american way of life”, tylko nam wizy nie chcą dać! No to jak nie chcą nas wpuścić do pracy na czarno, nie chcą u nas sypnąć miliardami, nie chcą nam oddać Patriotów, Tomahawków, Abramsów, to się obrazimy. Za to, że nam sprzedali F-16 – też się obrazimy. I że ten offset do F-16 wynegocjowaliśmy jak przyszły Afroamerykanin perkal i paciorki – też się obrazimy.
Zabawne, że znacznie bardziej cyniczne i egoistyczne zagrywki Francuzów jakoś u nas nie wywołują oburzenia. Też nie słyszałem, żeby ktoś był rozczarowany, że Rosja ma nas w… Cieśninie Beringa. Po Rosji spodziewamy się wszystkiego najgorszego i nie jesteśmy zaskoczeni. Ale Ameryka? Mieli nas kochać, bo… właściwie dlaczego? Bo my ich kochaliśmy? „Państwa nie mają przyjaciół, tylko interesy” – to akurat opinia Anglika, nie Amerykanina.
Kupiliśmy nie tylko marzenie o „american way of life”, ale samą ideę, że może być jakaś doskonała way of life. Próbowaliście sobie wyobrazić, jak mogłaby wyglądać „polish way of life”?
To jest wpis niefotograficzny – na co czasem sobie tutaj pozwalam – ale nie całkiem taki niefotograficzny. Obecność Ameryki w kulturze jest silna także na polu fotografii. Czy to Ziemia Obiecana dla pejzażystów i przyrodników? Kiedyś byłem o tym przekonany. Przeszło mi. Nie dlatego, że odkochałem się w USA. Po prostu dlatego, że naoglądałem się amerykańskich pejzaży. Owszem, piękne. Ale sfotografowane tyle razy na tyle sposobów, że… dla mnie starczy. Ileż razy mogą wzbudzać zachwyt Antelope Canyon, Horseshoe Bend czy Delicate Arch? Pewnie gdyby mi ktoś zafundował dwa tygodnie w Yosemite, to bym nie odmówił i jako 733534 fotograf próbował sfotografować Half Dome inaczej niż Ansel Adams. Gdybym miał jednak wydać na to własne pieniądze, USA jako cel wyjazdu fotograficznego byłby daleko na liście. Jest tyle pięknych i nieobfotografowanych miejsc, że po prostu szkoda czasu na powtarzanie tego, co zostało już zrobione dobrze. Taka na przykład Wenezuela ma 43 parki narodowe – ile z nich kojarzymy wizualnie tak jak np. „Tetons and the Snake River”?
No i Polska. Polska jest zdecydowanie niedofografowana.
PS. To kółko to w Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach.