Old Man of Storr, Szkocja

Chyba jestem bardzo stary, bo pamiętam czasy, gdy funkcją dziennikarza nie było kopiowanie materiałów reklamowych, tylko dostarczanie zweryfikowanych i sprawdzonych informacji. I choć, oczywiście, przy weryfikacji mogą trafić się potknięcia, a nie wszystko da się sprawdzić, to jednak dzisiejsze „dziennikarstwo internetowe” przypomina mi dowcip o pokrewieństwie krzesła do krzesła elektrycznego. Ostatnio co i rusz trafiam na „newsy”, które tylko zaśmiecają internet i głowy czytających. Albo są żadnym newsem, tylko raczej „oldsem”, albo stają się współczesną wersją dowcipu o rozdawaniu samochodów na Placu Czerwonym w Moskwie (gdy faktycznie to nie w Moskwie, a w Kijowie, nie samochody, tylko rowery, i nie rozdawali, tylko kradli). Na forum dfv.pl założyłem wątek do odkręcania takich nieniusów, natomiast nie jestem w stanie zrozumieć mechanizmów takiego „dziennikarstwa internetowego”. Jasne, nie każdy musi wiedzieć, że filtry dydymowe są od lat stosowane w fotografii, ale można spróbować się tego dowiedzieć przed ogłaszaniem tego jako nowinki niemal magicznej. Trudniej jeszcze mi zrozumieć, czemu informacja o niedziałającym darmowym kursie fotografii obiegła pół internetu – nikt nie zadał sobie trudu, żeby kliknąć i sprawdzić (kurs jest darmowy!), co to warte? W przypadku anonsu o lampie studyjnej, która kosztuje 7,5 tysiąca złotych, a moc ma niewiele większą niż wbudowany flesz dowolnego aparatu, owszem, trzeba sobie zadać nieco trudu i wyjść poza informacje prasowe od dystrybutora. Daleko iść nie trzeba – wystarczy na stronę producenta, gdzie jest dostępna specyfikacja. Jeśli ktoś byłby bardziej dociekliwy, to mógłby się zastanowić co ma niby znaczyć funkcja HSS w lampie o świetle ciągłym? Wszyscy tego samego dnia dostali dość bełkotliwą informację od dystrybutora, niektórzy ją skopiowali na żywca, niektórzy próbowali parafrazy, nikt nie poświęcił chwili, żeby stwierdzić, że to drogi gniot, a nie żaden nowy standard. I nikomu to nie przeszkadza?

PS. Na fotowyprawę na Lofoty zwolniło się jedno miejsce, znowu dla mężczyzny. Sorry, taki mamy parytet. 😉