Wszystkie bzdury zostaną Scottowi Kelby’emy wybaczone za jedną rzecz, którą zrobił: namówił Joe McNally’ego do napisania książki. A później już poszło – następna książka, blog…
Fotografów robiących fantastyczne zdjęcia jest sporo, ale nie ma drugiego takiego, który potrafiłby tak o zdjęciach opowiadać: lekko, treściwie, z dystansem i poczuciem humoru, który o lata świetlne wyprzedza przaśne żarty sitcomów czy telewizyjnych kabaretów. Wydaje się, że najwięcej radości sprawia McNally’emu nabijanie się z samego siebie – rzadkość w dzisiejszych czasach autopromocji i przerośniętych ego.
McNally jest też fotografem, który sobie stwarza światło. W słoneczne południe robi nastrojowy zachód słońca,a wieczorem ma zachodzące słońce zawsze z tej strony, z której potrzebuje. Albo dwa zachodzące słońca, jeśli zechce. Wystarcza mu jakaś lampa błyskowa albo dwie i parę drobiazgów. Później na blogu opowie o tym tak, że po odśmianiu się wydaje mi się to proste i oczywiste.
Można dyskutować, kto ze współczesnych fotografów robi najlepsze zdjęcia, ale McNally jest wśród nich największą osobowością.
Blog McNally’ego: http://www.joemcnally.com/blog/
Zdjęcie na górze oczywiście moje, a nie Numnutsa.