Zima przed domem

No i stało się: zima czekała, czekała, czaiła się w ukryciu, by nas w końcu totalnie zaskoczyć. Takie temperatury we Wrocławiu nieczęsto się zdarzają, a żeby w południe było minus kilkanaście, to już naprawdę rzadka rzadkość.

Ale to nie powód, żeby przestać fotografować. U nas co prawda śniegu brak – taka specyfika miejsca – ale jeśli ktoś ma śnieg przed domem, to ma okazję poćwiczyć… kompozycje abstrakcyjne. Można też oczywiście zabrać się za inne tematy, ale potraktowanie śniegu jako faktury ma zasadniczy plus: można to zrobić gdziekolwiek, a skoro nie trzeba daleko chodzić, to człowiek nawet zmarznąć nie zdąży. Zdjęcie powyżej przedstawia po prostu ślady jakiegoś słodkiego zwierzątka, które z nieznanych mi powodów postanowiło sobie pójść w dwie strony jednocześnie. Albo może nadeszło z dwóch stron?

Gdyby ktoś nie pamiętał, przypominam, że fotografowanie śniegu tak, żeby był biały, wymaga dość dużej kompensacji ekspozycji – tak od 1,5 do 2 EV na plus.

A teraz przed domem mogę sobie co najwyżej szron pofotografować, co zresztą może dać całkiem interesujące, nietypowe obrazki, na których zima ma jakieś kolory. Ale o kolorach to nie tym razem.