Wybór wydaje się oczywisty, ale ja mam swoją oczywistość, a reszta świata – swoją. Co to jest plener otwarty i czym się różni od punktu widokowego? Jeśli jeździcie na plenery fotograficzne lub warsztaty, to dość istotna kwestia.
Końskie okulary czyli punkt widokowy
Łatwiej zacząć od punktu widokowego. Wszyscy stoją w tym samym miejscu i kierują obiektywy w tę samą stronę – bo często w inną stronę się nie da z powodu drzew, krzaków, płotu, skał itp. Ze względu na te peryferyjne przeszkody, nierzadko nawet dobór ogniskowych jest ograniczony. W takiej sytuacji wszyscy mają jeśli nawet nie to samo zdjęcie krajobrazu czy miasta, to bardzo podobne do innych fotografii wykonanych z tego punktu widokowego. Różnić się mogą światłem czy układem chmur, ale swoboda wyboru kompozycji jest znikoma.
Wszyscy lubią punkt widokowy?
Jak wiadomo, punkty widokowe robi się tam, gdzie coś ciekawego widać. Nawet jeśli to nie jest oficjalny punkt widokowy, tylko po prostu miejsce, skąd można zrobić jedno zdjęcie, zazwyczaj widok jest ładny. Nie dziwi więc popularność punktów widokowych wśród turystów. Nieco może jednak dziwić popularność tego typu miejsc wśród fotografów. Dobry kadr to dobry kadr, ale nie jest tak satysfakcjonujący, gdy wygląda dokładnie jak spod sztampy. A punkty widokowe mocno ograniczają możliwość ucieczki od powtórzonego tysiące razy wzorca.
Co to jest plener otwarty
Plener otwarty to przeciwieństwo punktu widokowego. Zamiast mieć do wyboru tylko jeden widok – pełna swoboda w każdą stronę, albo przynajmniej w prawie każdą. Zamiast unieruchomienia na małej powierzchni – swoboda chodzenia w każdym kierunku. Ponadto także swoboda używania różnych ogniskowych i zmiany wysokości fotografowania. Największym atutem jest jednak bogactwo możliwości kreacyjnych. O ile punkt widokowy skazuje na kompozycje oklepane, o tyle na plenerze otwartym trudno wręcz powtórzyć podpatrzone cudze zdjęcie – bo nie jest łatwo ustalić, gdzie ten ktoś dokładnie stał.
Tylko dla twórczych i pomysłowych
Punkt widokowy jest łatwy – robi się to, co wszyscy. I efekt jest z grubsza taki, jaki mają wszyscy inni. Jeśli ktoś nie jest pewny swoich umiejętności – to zaleta, bo łatwo osiągnie co najmniej przyzwoity kadr. Na plenerze otwartym kadr nie jest podany na tacy – trzeba go poszukać, rozejrzeć się, przemyśleć, poczuć. Jest swoboda, ale też wyzwanie i trudność. Jest też bogactwo możliwości zamiast jednego tylko przepisu. Na plenery otwarte warto wracać, bo można dostrzec nowe kadry – nie dlatego, że miejsce się zmieniło, ale dlatego, że my się zmieniliśmy. Plener otwarty pozwala zaobserwować, jak my sami się zmieniamy, ewoluujemy, rozwijamy.
Uczyć się można także od innych, którzy fotografują na tym samym plenerze otwartym. Sąsiad lub sąsiadka dostrzeże kadr, którego nie widzieliśmy, choć staliśmy tuż obok. To objawienie: nie miejsce tworzy fotografie, ale umiejętność patrzenia.
Wierzymy w kreatywność
Przygotowując warsztaty fotograficzne i fotowyprawy staramy się szukać plenerów otwartych, bo wierzymy w kreatywność. Chociaż wiara tutaj to nie jest dobre określenie. Nie musimy wierzyć, bo wiele razy widzieliśmy, jak uczestnicy fotowypraw, którym dało się swobodę, wracali z zaskakującymi, ciekawymi i niebanalnymi kadrami.
Oczywiście, nie wystarczy, żeby było gdzie się rozejść. Miejsce musi mieć potencjał fotograficzny, musi zawierać w sobie wiele kadrów. Jeśli jednak tak jest, z pewnością ktoś z wracających z porannej czy wieczornej sesji zaskoczy wszystkich i pokaże kadr, którego nikt inny nie zauważył.
Plener otwarty – nie za wszelką cenę
Choć planując warsztaty i wyprawy fotograficzne staramy się zapełnić program plenerami otwartymi, to nie unikamy za wszelką cenę punktów widokowych. Czasem po prostu w okolicy nie ma nic innego. Czasem taki punkt widokowy jest tak znany, że uczestnicy fotowyprawy byliby rozczarowani, gdybyśmy ich tam nie zabrali. Taka sesja, gdy wszyscy muszą stać w grupie, przydaje nam się zresztą na pierwszy plener – wtedy jest najwięcej pytań, najwięcej problemów, a gdy wszyscy są blisko, łatwiej pomóc z ustawieniami aparatu czy pytaniami technicznymi. Więc owszem, punkty widokowe u nas się trafiają, ale są tylko uzupełnieniem prawdziwej fotograficznej uczty, jaką jest swobodne poszukiwanie kadrów na plenerach otwartych.
Mamy wrażenie, że uczestnicy warsztatów podobnie odbierają te sytuacje, bo prawie nie zdarza się, aby podczas wieczornych dyskusji o wykonanych zdjęciach ktoś zaprezentował fotografię z punktu widokowego.
Powtarzalność – problem pejzażysty
Można poczuć się rozczarowanym, gdy pojedzie się na drugi koniec świata, by sfotografować… to co jest już powielone w tysiącach zdjęć. Nigdy jednak nie jesteśmy skazani na wtórność, jeśli tylko zdecydujemy się podjąć ryzyko szukania własnego pomysłu i indywidualnego spojrzenia. Idealny plener fotograficzny to nie ten najsłynniejszy, ikoniczny, ale ten, gdzie dziesięć osób może zrobić dziesięć różnych, ale równie ciekawych fotografii. Najpierw organizator wyjazdu musi taki plener otwarty o dużym potencjale wyszukać, ale później uczestnicy muszą mieć odwagę, aby poszukać w nim własnych, indywidualnych kompozycji.
Przyznaję, pułapka powtarzalnego kadru to problem pejzażystów. Gdy grupa osób stoi naprzeciw pędzących koni na Camargue, łatwo o zdjęcia inne niż ma sąsiad: moment, czas ekspozycji, ruch aparatu lub jego brak – wszystko to daje spore możliwości kreacyjne. W krajobrazie trzeba się trochę za oryginalnością nachodzić.
Wszystkie zdjęcia tutaj pochodzą z jednego z naszych ulubionych plenerów w Toskanii. Do zrobienia ich wszystkich trzeba było przejść łącznie może z 500 metrów. I oczywiście obracać w się w różne strony. I oczywiście być we właściwym miejscu i ustawić f/8. 🙂
PS. Ze względów zdrowotnych jeden z uczestników musiał zrezygnować z naszych warsztatów w Pradze. Zapraszamy więc szybkiego i zdecydowanego pana – warsztaty już w najbliższy piątek. (Panie przepraszamy – parytet… ;).