Oczywiście chciałem napisać, że orzeł wylądował, ale zaraz by się pojawił jakiś ortodoks systematyki, żeby mi napisać, że orzeł bielik wcale nie jest orłem, tylko orlikiem. No więc orlik wylądował, jak widać powyżej. Wylądował przed czatownią – jedną z dwóch, w których siedzieliśmy i czekaliśmy na nieorły. A zaraz jak wylądował, to zeżarł pierwszego ortodoksa systematyki, jaki się nawinął pod dziób, jak widać poniżej.
Czatownie przygotowane przez Marka Kosińskiego to pełen wywczas: ogrzewane, z materacami, fotelikami, a nawet toaletami. Co najważniejsze, obie dysponują licznym personelem latającym, który często przeprowadza pokazy. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, rzeczywiście obfitość bielików przed czatowniami (o krukach w ilościach hurtowych nie wspomnę) jest zasługą Marka i włożonej przez niego pracy, czyli regularnego wykładania karmy. Wożenie ponad 50 kilogramów podrobów do lasu zapewne mało osób uznałoby za wymarzoną pracę, ale jak się chce mieć bieliki przed czatownią, to trzeba im też coś zaoferować. Poniżej bielik zaprasza wszystkich chętnych do czatowni Marka, ale odradza upieranie się przy nazywaniu go orlikiem.
Stanowisko bielika w tej dyskusji:
„Podobno nie jestem orłem, tylko kurą…” 🙁