W Toskanii fantastycznych, kamiennych wież nie brakuje i na wiele z nich można wejść. Choć na wieżę wejść trudniej niż stanąć pod nią, to już z fotografowaniem jest odwrotnie. Z wieży łatwiej znaleźć czystą, elegancką kompozycję niż stojąc u jej stóp i próbując ująć w kadrze także podstawę. Dolna część wieży wprawdzie nie ucieka i nie wykonuje uników, ale i tak często jej nie widać – bo przesłaniają ją spacerujący turyści. W takim na przykład San Gimignano, mieście znanym z tego, że jak Amerykanie chcieli mieć podobne, to im wyszedł Manhattan, także liczba ludzi na ulicy przypomina Broadway. No i jak się ich pozbyć?
Najbardziej humanitarną metodą jest użycie filtra szarego. Statyw, filtr szary o gęstości ND1000 lub ND2000, tryb Bulb, wężyk i już zredukowaliśmy kotłujący się tłum do kłębu duchów. Operacja zajęła 200-300 sekund i pozwoliła odzyskać dla zdjęcia sporą część chodnika. Nie całość, niestety, bo o ile osoby przechodzące blisko aparatu, a nawet paradujące przed obiektywem, znikały przy tak długich ekspozycjach bez śladu, to w oddali mamy wielką kumulację turystów, zza których ani na chwilę nie wyłonił się nawet kawałek bruku.
Największym niebezpieczeństwem przy takich ujęciach są… ci właśnie turyści, których próbujemy się pozbyć. Łażą nie tylko pod wieżami, ale też wokół statywu. Trzeba więc trójnóg osłaniać własnym ciałem, żeby żaden rozgadany przechodzień w niego nie wlazł.
Jest jeszcze inny sposób fotografowania wież bez obecności ludzi. Można skierować obiektyw do góry – tak jak na zdjęciu z wnętrza ratusza w Sienie.
Nasza fotowyprawa dobiega końca, w sobotę jedziemy do Arezzo, a stamtąd już z powrotem do Polski.