Tym razem ilustracja jest nietypowa: to inna, ciemniejsza wersja zdjęcia z poprzedniego wpisu. Dlaczego tak? Bo przypadkiem patrząc na tamto zdjęcie pod dużym kątem na laptopie z matrycą TN, zobaczyłam właśnie taką, ciemną wersję. I niespodziewanie, spodobała mi się.
To jak właściwie to zdjęcie ma wyglądać: tak jak tu, czy tak jak poprzednio? Fotografując w tak kontrastowych okolicznościach przyrody, już niemal odruchowo przełączam aparat w tryb bracketingu i robię trzy ekspozycje z myślą o HDR-ze. Nie ja jedna tak mam. Gdy tu się zaczernia, a tam wypala – wystarczy wcisnąć parę guziczków, by móc doprowadzić całą scenę do niemal dowolnej jasności. Technologia jest pod ręką; fotografując, trzeba tylko decydować, czy z niej korzystać.
To jak właściwie wyglądało pod Tańczącym Domem? Betonowe wsporniki są białe… mniej więcej. Ale wokół było słonecznie, a pod budynkiem jest głęboki cień. To oznacza, że białe słupy są w rzeczywistości ciemniejsze niż otaczający je, kolorowy świat. Mimo to postrzegamy je jako białe. Mózg ludzki to w końcu bardzo elastyczne narzędzie.
A czy na zdjęciu biel może być ciemniejsza od czegokolwiek? Pewnie, że nie. Jeśli będzie ciemniejsza od błękitu nieba, to nie będzie biała. I jak tu oddać scenę bez przekłamań? Technika HDR umożliwia takie rozmieszczenie walorów na zdjęciu, że biel nawet w cieniu staje się wystarczająco jasna, by być nazwana bielą. Mimo to obszary od niej jaśniejsze nie zostają wypalone, bo stają się ciemniejsze. Takie odwrócenie naturalnej jasności sceny ma prowadzić do naturalnego wyglądu zdjęcia. Ale czy naprawdę tak to miejsce wygląda? „Elastyczne narzędzie” się od tego lasuje…
Dlatego powtarzam ciągle, że zdjęcie ma wyglądać tak, jak autor uważa, że ma wyglądać. W końcu, fotografia jest przecież sztuką, a sztuka jest z natury subiektywna. I pozwala uniknąć lasujących rozważań, która prawda jest prawdziwsza.
P.S. Jeśli ktoś właśnie uznał, że HDR-y są niefajne, bo ciemne zdjęcie wygląda naturalniej, to informuję, że to też HDR. Tyle że przyciemniony.