No dobra, tytuł jest lekką hiperbolą. Nie każdy, ale – jak podejrzewam – znaczna większość stałych lub przypadkowych czytelników tego bloga. Od paru ładnych wpisów dojrzewa potrzeba określenia, czym jest fotografia artystyczna (niezależnie od tego, jak bardzo niechętni jesteśmy określeniu „artyzm”, a zwłaszcza samookreśleniu się jako artyści). Rozróżnienie artystycznego od nieartystycznego jest względnie proste i nie wymaga każdorazowego zbierania Rady Wydziału ASP, potrzeba będzie jednak nieco, przepraszam za wyrażenie, semiotyki.
Prosta kwestia, pozwalająca rozróżnić, jakiego rodzaju fotografię oglądamy, to pytanie o funkcję. Nieco modyfikując funkcje języka (głównie w wersji Jakobsona, choć nie tylko) mamy funkcje fotografii zorientowane na:
– kontekst, czyli przedstawienie tego, co widać. To typowa rola fotografii dokumentacyjnej, zarówno w wydaniu rodzinno-pocztówkowym, jak i dokumentacji technicznej, ubezpieczeniowej itp. „Mieszkaliśmy w takim pokoju”, a „na weselu Józek tak się uwalił”.
– odbiorcę, czyli mająca na celu wpłynąć w określony sposób na postawę lub działanie widza. Tutaj mieszczą się zarówno „śliczne” obrazki ilustrujące skutki palenia tytoniu, jak i fotoreportaż. Wszelka fotografia w służbie propagandy i ideologii (niezależnie od tego, czy to propaganda i ideologia słuszna czy niesłuszna) jest zorientowana na odbiorcę, a o jej wartości decyduje skuteczność wpływu. Tutaj nieważne, na ile zdjęcie jest ładne, prawdziwe, popularne, kolorowe czy poważane – ważne, jak skutecznie wywołuje u odbiorcy efekt, który ma wywołać. Na odbiorcę zorientowana jest wszelka fotografia reklamowa.
– nadawcę. To dość dziwaczna, aczkolwiek nie tak rzadko spotykana sytuacja, gdy nieważne, co jest na zdjęciu, ale kto je wykonał. Inaczej niż tą funkcją trudno mi wytłumaczyć, dlaczego na liście najdrożej sprzedanych fotografii dzieło autorstwa aktualnego prezydenta Rosji znajduje się na 7. miejscu. W każdym razie trudno mi inaczej wytłumaczyć nie ryzykując paragrafów o zniesławienie… Nawet zostawiając Miedwiediewa, nie będzie trudno znaleźć przykłady, gdy wartość zdjęcia należy rzekomo szacować według dorobku, tytułów lub szacunu w sitwie, jakimi dysponuje autor.
– komunikat – czyli fotografia zorientowana na samą siebie i jest celem samym w sobie. Co przedstawia – jest kwestią drugorzędną. Jak to, co przedstawiane, wyglądało naprawdę – jest zupełnie nieistotne. Kto to zrobił – nie liczy się. Liczy się tylko kadr, który jest efektem subiektywnego przetworzenia rzeczywistości (metodami dowolnymi) i nie jest żadnym dokumentem, w żaden sposób nie podlega „weryfikacji” na zgodność z prawdą czy rzeczywistością. Ta orientacja na komunikat to podporządkowanie zdjęcia funkcji estetycznej – celem jest pokazanie tego, co chcemy pokazać, a rzeczywistość jest tylko tworzywem. Wycinamy sobie coś z niego, przekształcamy, wrzucamy w prostokątne ramki. Nieważne, co było na początku, jak „naprawdę” to wyglądało, istotne jest „piękne kłamstwo” na końcu.
Z pewnością nie wszyscy uprawiają fotografię zorientowaną na komunikat, podporządkowaną funkcji estetycznej, ale jeśli identyfikujemy z tą definicją to, co robimy, to… jesteśmy artystami. Bez paniki – bycie artystą tutaj niczego nie przesądza. Artystą – nieudolnym, ale zawsze – jest poeta-grafoman i malarz bohomazów lub jeleni na rykowisku. Tworzenie fotografii artystycznych to po prostu cel, do którego się dąży, a nie gwarancja dotarcia do niego. Nie musimy nawet mieć ambicji zapisania się w annałach sztuki ani zaklepania sobie stałego miejsca w paru co znamienitszych muzeach. Jeśli celem fotografowania jest dla nas tworzenie interesujących wizualnie obrazów, to jesteśmy artystami. Większymi, mniejszymi, lub całkiem małymi.
Notka inspirowana przez Darka jego komentarzem do tej notki. Było hardkorowo? Jak Darkowi wolno, to mnie czasem też 🙂