Gdy Sławek mówił, że w Uszguli jest dużo wież, ale poza tym to jest tylko wioska, a nie takie eleganckie miasteczko jak Mestia, powinniśmy się czuć uprzedzeni. Gdy mówił, że tam są tylko kwatery „u chłopa”, bo w takiej odległej wiosce na hotel nie ma szans – powinniśmy się czuć ostrzeżeni. I tak się czuliśmy.
Mimo to, gdy po paru godzinach jazdy przerywanej fotografowaniem krajobrazów jeepy zatrzymały się niedaleko jakichś zabudowań, pierwsza myśl była: „O, jakie malownicze ruiny”. Druga: „Eee… co robią świnie w ruinach?” Po chwili okazało się, że nie tylko świnie, ale i krowy, i psy, i nawet ludzie. To nie były bowiem malownicze ruiny odlotowego zamku – to był pierwszy przysiółek Uszguli.
Wyobraźcie sobie… nie, tego się nie da wyobrazić. To trzeba przeżyć. Najpierw widać wieże: kamienne, ale smukłe; trochę łaciate, bo kamień przeważnie ciemny, a tynk stary. Każda zakończona takim samym wzorem imitującym blanki i lekko wystającym dachem. Pomiędzy wieżami domy – też łaciato-kamienne, ale uzupełniane a to blachą, a to folią (niebieska folia osłania tarasy od wiatru), a to obite czymś wyglądającym jak stare sztachety. Zresztą: w tym klimacie każde drewno będzie szybko wyglądać na stare. Od czasu do czasu plama świeżego tynku i niezardzewiałej blachy na dachu – bo region się rozwija. Ale prawdziwe, opuszczone ruiny też się zdarzają. A na górce metalowy maszt z anteną satelitarną, wskazujący, że nowoczesność stuka do drzwi, nawet jeśli są to drzwi podpierane kołkiem. Wokół wysokie, porośnięte trawą góry, po górach plączą się krowy, psy i świnie (wszystko luzem!), a na ulicach wioski… no cóż, przyjmijmy, że to brązowe na ulicach to było błoto. Po kostki. Uszguli na wszystkich zrobiło piorunujące wrażenie.
Ale przecież przyjechaliśmy fotografować, a nie się dziwić. Jak przełożyć zdumienie na obrazy? Jak ująć absurdalność niepraktycznych wież w surowym klimacie wysokich gór, sąsiedztwo anten satelitarnych i dróg takich, przy których nikt nigdy nie pomyślał o ruchu innym niż pieszy (w kaloszach)? Jak się mają dachy kryte łupkiem (jak się odłupał, tak jest) do ślicznej porcelanowej zastawy (mytej pod studnią)? Jak zrozumieć Uszguli?
Powyższe zdjęcie nie jest, mam nadzieję, najlepszym z tam wykonanych. Nieźle pokazuje absurdalną różnorodność tego miejsca: góry, wieże, ruiny, chałupy, nowe domy, akcenty XXI wieku, obecność zwierząt. To ujęcie właściwie dokumentacyjne – jedno z możliwych. Można też pokazywać na bliższych ujęciach zwierzęta na ulicach, detale łupkowych dachów, stół zastawiony na kolację dla gościoturystów, kamienną szkołę, w której zakutana w tradycyjne chusty (ciepło to tam nie jest) nauczycielka wbija miejscowym dzieciakom wiedzę do głów. Albo oszałamiające krajobrazy okolicy, dla których warto się tam zatrzymać na dłużej. Albo różne połączenia: stare-nowe, schludne-zaniedbane, rzeka-góra. Zawsze jednak – nie tylko w Uszguli – warto wyjść ze zdumienia, zanim zrobimy zdjęcia. Zastanowić się, co tu jest ważne, które z licznych, czasem sprzecznych elementów są najbardziej charakterystyczne, co warto pokazywać, jak bardzo ograniczyć kadr? Nawet jeśli miejsce wydaje się na pierwszy rzut oka chaotyczne i absurdalne, to z pewnością ma ono swój porządek i logikę. A jeśli nawet nie ma, to trzeba ten porządek i logikę wymyślić na potrzeby kompozycji zdjęcia.