Wieczór nad jeziorem Gosausee przebiegł pod znakiem polowania na odbicia w tafli jeziora ostrych alpejskich szczytów, kolorowych jesiennych drzew i delikatnych chmurek. Była też walka z cieniami – a konkretnie z rejestrowaniem zacienionych partii gór. Powyżej widać jej efekty. A wieczorem, po solidnej kolacji, wszyscy razem bawiliśmy się testowaniem wszystkich dostępnych w okolicy statywów. Wnioski były różne: od „spodziewałem się, że będzie gorzej” po „kończ waść, wstydu oszczędź”. Ale teraz każdy już wie, po czym poznać dobry statyw. Każdy też już wie, jak użyć swojego statywu, aby efekt był jak najmniej wstrząsający, a właściciel nie był wstrząśnięty ani zmieszany.

Gosausee

  1. Rozumiem walkę ze światłami, ale dlaczego „za wszelką cenę” walczyć z cieniami. Czy wszystko na zdjęciu musi mieć szczegóły. Moim zdaniem nie, podobnie jak nie wszystko powinno być ostre. A zwykle bywa, że im więcej nieostrości tym lepiej. Bardzo lubię głębokie cienie bez szczegółów, które mogą wnieść do zdjęcia niezaprzeczalny walor, mocniej skoncentrować oko na głównym temacie, pogłębić dramatyzm sceny, lepiej oddać grozę gór. Chyba dlatego nie lubie HDRów 🙂

    A cienie i półcienie bez detali u Mistrza Vincenta Muniera? Co za klimat scen, jaka ekspresja! No, ale trzeba być Mistrzem Munierem. Nie potrafię w swoich zdjęciach wymalować munierowskich cieni (może kiedyś, bo ćwiczę to w makro). Ale pocieszam się, że chyba niewielu potrafi.

    Głębokie cienie polubiłem i doceniłem zanim zobaczyłem prace Muniera. Przecież można je podziwiać w obrazach Rembrandta czy naszego Rodakowskiego, Są to arcydzieła z jakże przemawiającymi do oka głębokimi cieniami.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *