Zimą częściej niż kiedy indziej fotografowie krajobrazu mają problem ze światłem. Wstaje człowiek rano (no, na szczęście nie jest to czwarta rano), telepie się na miejscówkę, czeka, marznie i co? I nie ma światła.
Tylko że ten brak światła przeważnie jest taki bardziej metaforyczny. Nie oznacza, że jest ciemno, tylko że nie ma kolorowych chmur, rzeźbiącego krajobraz niskiego słońca – takie właśnie, specyficzne potrzeby oświetleniowe nie są zaspokojone. Większość ludzi by się bardzo zdziwiła w tych warunkach, słysząc, że „nie ma światła” – no bo jak to, przecież wszystko widzę?
Brak niesamowitego światła jest oczywiście w takiej sytuacji sporym rozczarowaniem, ale nie należy się zniechęcać. Trzeba po prostu rozejrzeć się wokół siebie uważnie i poszukać kadrów, którym brak kolorowych chmur (i takich tam innych różności) nie przeszkadza. Może ciasna kompozycja z ciekawych kamieni? Pni drzew? Może jakieś makro, niekoniecznie istoty żywej? Oczywiście, nie z tą myślą wstawaliśmy o nieludzkiej (choć teraz i tak bardziej ludzkiej niż latem) godzinie, ale skoro już wstaliśmy, to może by jednak ten czas wykorzystać?
Światło bywa bardziej lub mniej spektakularne, pomocne albo wręcz przeciwnie: wymagające, ale jakieś jest zawsze. Nawet w ciemnościach i tak jakieś światło jest: w najgorszym wypadku będzie to światło latarki. Nie dajmy się więc zniechęcić byle czym!
Dwa górne zdjęcia w tym wpisie powstały, gdy dosłownie nie było światła. Na obu temat został ostatecznie naświetlony z użyciem blasku latarni ulicznych, tak odległych, że drogę do właściwego kadru trzeba sobie było niemal wymacywać. Jak widać, brak światła nie bardzo przeszkadza…
P.S. Właśnie zwolniło się jedno miejsce na warsztatach Dęby Rogalińskie, które zaczynają się już w ten piątek. Jeśli ktoś miałby ochotę na trochę fotograficznego ruchu w niesamowitej atmosferze łąk usianych prastarymi drzewami, prosimy o szybką reakcję. Liczymy oczywiście na niesamowite światło, ale jak pokazuje doświadczenie, w każdych warunkach dajemy radę!