Zdjęcia mogą być bezcenne, a ich zrobienie warte wielkich poświęceń, nakładu pracy i środków. Ale czy jest granica, której nie należy przekraczać, robiąc, dajmy na to, portrety? Czy można komuś celowo zrobić takie zdjęcie, żeby się później wszyscy z niego śmiali po pachy? No wiem, pytanie retoryczne, bo w różnych śmiesznych serwisach jest pełno takich zdjęć i filmików – a więc można. A należy? Nie budzi to jakichś wątpliwości natury etycznej? Mniej teoretycznie, a na przykładach? Proszę bardzo. Jakiś czas temu Jill Greenberg zrobiła sesję ówczesnemu kandydatowi na prezydenta USA Johnowi McCainowi. Jak sama później opowiadała, udawała, że oświetla go z góry, ale tamta lampa nie odpalała, a tak naprawdę źródłem światła była lampa ustawiona poniżej, dająca ostre, nieprzyjemne światło. Efekt tamtej sesji można zobaczyć tutaj. Dodatkowe photoshopowe ozdobniki autorstwa samej Greenberg. Czy pani Greenberg nadużyła zaufania, z premedytacją tworząc zdjęcia przedstawiające pozującą jej osobę w niekorzystnym świetle? Wiem, wiem, to był polityk, do tego wstrętny republikanin (Greenberg jest zdeklarowaną lewaczką), więc z pewnością zasłużył na to, co go spotkało. Czy to był ten moment, gdy cel uświęca środki? I czy w ogóle trzeba było jakieś środki uświęcać, czy też w ogóle nie ma problemu w tym, że fotografuje się kogoś tak, aby na zdjęciach wyszedł na potwora?
No dobra, to inny przykład. Ta sama Jill Greenberg kilka lat wcześniej. Wówczas zwalczała innego republikanina szykującego się do objęcia funkcji prezydenta – walczącego o reelekcję George’a W. Busha. Bronią przeciwko Bushowi miały być zdjęcia płaczących dzieci – z odpowiednim komentarzem, że to płaczą na myśl o tym, że Bush ponownie ma być prezydentem. Ale skąd wziąć płaczące dzieci? Jill Greenberg poradziła sobie z tym problemem. Ustawiała dzieci (półnagie, dla większego dramatyzmu) w studio, dawała im lizaka lub komórkę do zabawy, a gdy zaczynały się bawić, stanowczo im zabierała zabawki. I proszę bardzo: mamy piękną kolekcję płaczących dzieci. Piękną?
Powyżej świnia z Uszguli. Wszelkie skojarzenia z Jill Greenberg są nieuprawnione.