Czy można na jednym zdjęciu pokazać wzburzone chmury i księżyc, i jasno świecące gwiazdy? Trudno by było, trzeba by dość niezwykłych warunków pogodowych… ale na obrazie są. Mowa o Gwiaździstej Nocy Van Gogha. Skłębione niebo pełne świateł, do tego zaskakująco wielki cyprys jak szalejący płomień sięgający nieba, a w dole, wśród wzgórz, na wpół uśpione miasteczko. Gdyby nie strzelista wieża, idąca w poprzek wszystkich linii obrazu, prawie by go nie było widać. Zwróćmy uwagę, jak oszczędnie jest zaznaczone na tym obrazie istnienie człowieka na świecie: miasteczko jest małe, kolorystycznie zlewa się z otaczającymi górami. Oprócz wieży, w porównaniu z cyprysem i tak malutkiej, wyróżnia się tylko krótkimi pionowymi kreskami ścian i kilkoma pojedynczymi światłami w oknach. Żadnych iluminacji dla turystów? Jakże zmienił się ten świat…
Przytłaczające piękno natury
Najważniejsze na tym obrazie jest oczywiście niebo: ogromne, odmalowane mocnymi liniami, ze wspaniałym kontrastem barwy, świetliste i oszałamiające, i ponuro burzliwe jednocześnie. Gotyckie katedry miały pokazywać ludziom, jak są mali wobec wielkości Boga? Van Gogh pokazuje, jak są mali wobec przytłaczającego piękna natury. Dyskusje krytyków sztuki interpretujące zawirowania na nocnym niebie trwają i prawdopodobnie nigdy nie zostaną rozstrzygnięte: jedni uważają że to chmury, inni że wyobrażony wiatr (a mistral jest w Prowansji ważny, co tłumaczy ten pogląd), a jeszcze inni, że to galaktyka, która ma podkreślić ogrom i głębię górującego nad nami wszechświata. Istnieją też opinie, że fale na niebie powstały pod wpływem omówionej tu wcześniej Wielkiej Fali w Kanagawie Hokusai’a. Jakby nie było – zakręcone niebo wciąga. Wciąga wzrok i daje jeszcze mocniejsze wrażenie ogarniającej widza przestrzeni.
Za dużo abstrakcji
Co ciekawe, sam Vincent Van Gogh uważał Gwiaździstą Noc za nieudany eksperyment. Korciło go by malować nocny pejzaż z gwiazdami, więc namalował – ale później uznał, że obraz jest zbyt… abstrakcyjny. Przy czym abstrakcję rozumiał inaczej niż my obecnie: jako odejście od realizmu. Teraz użylibyśmy raczej określenia, że obraz jest ekspresyjny. Gwiazdy – według własnej opinii – namalował za duże, a styl niepotrzebnie wziął górę nad treścią. Ot, wypadek przy pracy, artysta malował w dzień wrażenia z nocy, zapomniał się trochę i przesadził.
Udane obrazy Vincent wysyłał od czasu do czasu do brata Theo, który był marszandem. Gwiaździstej Nocy nie wysłał, bo mu się nie zmieściła do pudła, a inne obrazy uznał za ważniejsze. Theo zresztą również, gdy z następnym transportem dostał nocny pejzaż, nie uznał go za udany. Jak widać, autor niekoniecznie potrafi ocenić własne dzieła (i jego rodzina też nie). Nie spieszcie się więc z kasowaniem zdjęć, które Wam się nie podobają! Nawet najlepsi się w tym względzie mylili.
Jak sfotografować gwiaździstą noc?
Oczywiście, w żaden sposób nie uda nam się zrobić zdjęcia z tak wielkimi, mocnymi gwiazdami, a jednocześnie księżycem i jeszcze do tego zakręconą galaktyką (albo burzową chmurą, albo wiatrem, co już jest zupełną abstrakcją). Nawet sam Van Gogh twierdził, że z tymi gwiazdami to trochę przesadził, bo są za duże i wyglądają nierealistycznie… Wrażenie głębi i ogromu nocnego świata jednak da się pokazać i ten właśnie cel warto spróbować osiągnąć. Potrzebne będzie piękne niebo, które zajmie sporą część kadru, ciemność i klarowne powietrze, do tego coś charakterystycznego na pierwszy plan, co połączy to niebo z czymś bliższym człowiekowi oraz rzecz zupełnie przyziemna, czyli statyw. No niestety, bez statywu ani rusz, nawet Van Gogh go miał, tylko u niego to się nazywało sztalugi. Acha, no i jeszcze drobiazg: iluminacje dla turystów raczej będą przeszkadzać, niż pomagać…
Na górze gwiaździsta noc w gruzińskim Uszguli, na dole takaż noc w Omanie, a pośrodku oczywiście sam niedościgniony Van Gogh.