Neuschwanstein we mgle, Bawaria

Wielka fala w Kanagawie albo tło na pierwszym planie

Ostatnia aktualizacja:

Cykl „naszych ulubionych obrazów” ukazuje się nieregularnie, no i właśnie dzisiaj wypada ten dzień. Jak się obrazów nazbierało, to chcą do ludzi…

 

Neuschwanstein we mgle, Bawaria

Wielka fala w Kanagawie i poszukiwanie góry

Wielka fala w Kanagawie autorstwa Hokusai, japońskiego mistrza drzeworytu, należy do cyklu 36 widoków Góry Fudżi. Hmm, widok góry? Góra Fudżi jest wprawdzie na obrazie, ale trzeba się przez chwilę przyjrzeć, żeby ją dostrzec. A nie jest to pierwsze lepsze wzniesienie, tylko święta góra Japonii. Na obrazie stożek o bardzo charakterystycznym kształcie ledwo wystaje zza fal i łodzi z wioślarzami nachylonymi w wysiłku. Pierwszy plan to woda: mocna, przepięknie wygięta kreska fal, duży kontrast i (stosunkowo) mocny kolor: biel i trzy odcienie niebieskiego, z czego ostatni niemal czarny. Nie ma wątpliwości, że to fala jest i miała być dla tej sceny elementem najważniejszym, pierwszym i najbardziej rzucającym się w oczy. Tłem dla fali jest niebo – brązowawe, niekonkretne, żadne. Z fal wyłaniają się łodzie – też brązowawe, niemal jak niebo, i jakby schowane wśród toni. Linie łodzi zgadzają się z liniami wody, nie walczą o dostrzeżenie, tylko o przeżycie. A góra? Fudżi jest tylko załamaniem gładkiej linii fali. Te same kolory, analogiczne łuki, tylko odgięte trochę inaczej. Maleńka, schowana, jest ledwo zaburzeniem linii horyzontu, ale jednak to ona jest tematem. Wielka fala w Kanagawie to jest widok Góry Fudżi.

Wielka fala w Kanagawie

Jaki jest koń, każdy widzi. Tym bardziej każdy widzi, jaka jest góra: to takie wysokie spiczaste kamienie 😉 Nie wystarczy na obrazie pokazać „tak wygląda góra” – tyle to każdy sam wie, a gdyby nie wiedział, może sobie wyguglać. Warto natomiast pokazywać, co jest właściwie z tą przysłowiową górą, jak na nią wpływa otoczenie i ona na nie, co się tam dzieje, co jest ciekawego w okolicy, co autor w związku z tym myśli i odczuwa.

Który plan jest pierwszy?

Hokusai w Wielkiej fali w Kanagawie zastosował ciekawy zabieg kompozycyjny: obiekt będący tematem wiodącym jest niewielki i wpleciony w drugi plan, a pierwszy plan jest zajęty przez wielki, rozbudowany i dopracowany kontekst, czyli tło. W ten sposób tło, zamiast jak zwykle uzupełniać wolne miejsca w krajobrazie, staje się tego krajobrazu podstawą. Ten „Widok Góry Fudżi” mówi o niej coś więcej, niż tylko jak wygląda: pokazuje, że wśród potężnych (i och, jak fantastycznie powyginanych w smocze pazury) fal, święta góra wciąż jest punktem zaczepienia.

Warto się inspirować

Zabudowanie większości kadru kontekstem uzupełniającym niewielki główny temat jest dobrym pomysłem również dla fotografii, prawie dwieście lat po powstaniu Wielkiej fali w Kanagawie. Nie mówię tu nawet o zdjęciach surferów uciekających przed falą, choć one powtarzają tę kompozycję niemal dosłownie. Chodzi mi raczej o wszelkie kompozycje, na których „fale”, niekoniecznie powstałe z wody, otaczają niewielki element charakterystyczny, który nadaje im sens. Takie fotografie spotyka się stosunkowo rzadko, bo to trudne: znaleźć w scenie niewielki element, który ją definiuje, i otoczyć go szerokim kontekstem, który będzie ciekawy sam w sobie, ale tematu nie stłamsi.

Toskania przed zachodem słońca

Na górze Wielkie lasy Bawarii, na dole Małe fale w Toskanii, a pośrodku oczywiście Wielka fala w Kanagawie samego Hokusai.

  1. Ja widzę to trochę inaczej. U Hokusai występuje wyraźny kontrast między żywiołowością wody, determinacją wioślarzy i niewzruszonością góry – świadka tych zmagań. Te przeciwstawne siły są równoprawnymi aktorami w tym spektaklu. W porównaniu z drzeworytem oba zdjęcia, choć ładne, są banalne, bo właśnie one stosują prosty podział na temat i tło.
    Fajny cykl – czekam z zaciekawieniem na kolejne odcinki.

    1. Piękna wypowiedź, dziękuję.
      Tak, wiem, że te zdjęcia przy Wielkiej Fali wyglądają blado i daleko im do jej dynamiki. Cóż, Hokusai pozostaje mistrzem po 200 latach.

  2. Niedawno skończyła się wystawa francuskich impresjonistów w Tate Britain, a za kilka dni rusza „Monet & Architecture” w National Gallery.
    Pogoda robi się wiosenna i w końcu, chce się wyjść z domu.
    Może jakieś warsztaty w Londku – „Dlaczego kościół St. Martin in the fields” na obrazie J. Tissota jest fajny, a moja fotka niekoniecznie” ? 😀

  3. Na marginesie – w zeszłym roku była fajna wystawa Hokusai w British Museum, jej katalog na amazonie osiągnął akceptowalną cenę.

    1. Nabyliśmy kiedyś wspaniały album Hiroshige, wydrukowany na dość niezwykłym papierze fakturowanym, chyba wszystkie jego dzieła. Był tylko 1 egzemplarz, kosztował… 90 zł. Uznaliśmy, że to prezent, nieuprzejmie byłoby nie wziąć.
      A na stronie o Hokusaiu, tej co jest link we wpisie, można sobie zamówić ręcznie wykonane kopie jego dzieł… nie sprawdzałam za ile.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *