Ten kto bywał w pięknych miejscach w towarzystwie osób niefotografujących, zapewne wiele razy słyszał tekst w stylu: „Skończ już fotografować, po co ci tyle zdjęć tego miejsca” (konia, krzesła, ulicy, kota, człowieka, chmury – co tam się akurat napatoczyło). Po co „tyle zdjęć”? Przeważnie po nic, do osiągnięcia satysfakcji potrzebne jest jedno lub dwa. Tylko nigdy z góry nie wiadomo, które to będzie… więc lepiej zrobić więcej, niż o jedno za mało.
Fotografuj do skutku
Dostrzegasz temat, robisz zdjęcie. I dobrze. A teraz obejdź go z różnych stron, zastanów się jak wygląda ze światłem i pod światło, z większą lub mniejszą częścią otoczenia, z niższej lub wyższej perspektywy. I rób zdjęcia. Pomyśl, co w nim takiego jest, że w ogóle cię zaciekawił. Co naprawdę sprawiło, że podnosisz aparat do oka. Kształty, światło, barwy, tekstura, mimika? Popatrz jak się zmienia z czasem lub z punktem widzenia, albo z dodawaniem i odejmowaniem kolejnych fragmentów kontekstu. I rób zdjęcia. Spróbuj zrozumieć ten swój temat tak dogłębnie, jak tylko dasz radę – wszystko jedno, czy jest to egzotycznie ubrany człowiek na pustyni, krajobraz z cyprysami czy po prostu krzesło na tle ściany. I, oczywiście, rób zdjęcia. Im bardziej zagłębisz się w fotografowany temat, tym lepsze będą twoje fotografie.
Może jeszcze kilka zdjęć?
Najprawdopodobniej twoim grzechem nie jest fotografowanie za długo, tylko za krótko. Dorothea Lange stwierdziła: „Fotografowie przestają fotografować temat zbyt wcześnie, jeszcze zanim wyczerpią wszystkie możliwości.” Warto wziąć sobie do serca opinię kogoś takiego. Nawet jeśli stwierdzisz, że już zrobiłeś to co chciałeś, zostań jeszcze przez chwilę przy temacie. Nie musisz się nawet na nim ciągle skupiać, po prostu pobądź z nim. Może po chwili zauważysz coś jeszcze? Lepiej zrobić za dużo zdjęć, a później ewentualnie pozbyć się nadmiaru, niż w domu stwierdzić: szkoda, że nie przesunąłem się jeszcze trochę w lewo…
Na zdjęciach islandzki wodospad o dźwięcznej nazwie Fremri-Fellsfoss.