Fotoamatorzy często są przeświadczeni, że mistrzowie fotografii robią same mistrzowskie ujęcia. Nie jest to do końca prawdą, a nawet nie jest nią zupełnie. Ansel Adams stwierdził kiedyś, że „12 znaczących fotografii w roku to dobry plon”. Oczywiście, wielu całkiem sprawnych fotografów byłoby szczęśliwych, gdyby im się udało zrobić zdjęcia, które Adams odrzucił, ale tym razem nie będzie o relatywności kryteriów znaczącego zdjęcia.
12 zdjęć roku, jedno najlepsze, 7 szczęśliwych kadrów – liczba nie jest ważna. Ważne, żeby nie tylko robić zdjęcia, ale także je później przeglądać, analizować, krytycznie oceniać, wybierać i odrzucać, selekcjonować. Wciśnięcie spustu migawki to dopiero połowa roboty – ta łatwiejsza i fajniejsza. Druga część to wybór z dziesiątek, setek czy nawet tysięcy zrobionych zdjęć tych kilku wartych pokazania, a także dopracowanie sposobu ich prezentacji – bo plik z aparatu to dopiero prefabrykat.
Wybieranie to najtrudniejsza część fotografowania. Nie ma tu wcale techniki (która jest najłatwiejsza do nauczenia), za to trzeba wiedzieć, czego się chce samemu i do czego dąży – co jest, dla odmiany, najtrudniejsze. „Moje najlepiej oceniane tu i tam zdjęcie” czy „najpopularniejsze wśród rodziny i znajomych” to nie są odpowiedzi na pytanie, do czego my dążymy i jakie kadry nas w tym roku najbardziej zbliżyły do celu.
Nie ma lekko. Nawet zawodowcom nie jest łatwo – tu możecie sobie pooglądać i poczytać o wyborach osobistego zdjęcia roku wśród ambasadorów Canona. Niemniej – trzeba. Bo bez oceny, co się udało osiągnąć, co wyszło, nie będziemy wcale bliżej ustalenia, jakie fotografie chcemy tworzyć. A jeśli nie wiemy, dokąd idziemy, to z pewnością tam nie dojdziemy.
U góry zdjęcie z Islandii, poniżej z Rumunii.