Nie da się sfotografować bezludnych terenów. Jeśli na takim terenie jesteś, to on już nie jest bezludny. A skoro tak, to dlaczego ten fakt ukrywać? Skoro jacyś ludzie tam są – a przynajmniej jeden człowiek na pewno – to dlaczego by go nie pokazać? Albo tego innego człowieka, który akurat przypadkiem też znalazł się na takim byłym bezludziu?
Trochę powodów by się znalazło. Kiedyś usłyszałam od pewnego fotografa krajobrazu, że na jego zdjęciach nigdy nie ma ludzi, bo ludzi ma mnóstwo w pracy, a przy fotografii odpoczywa. To całkiem rozsądny powód. Innym może być chęć uabstrakcyjnienia sceny. Geometryczne układy skał czy budynków, plamy koloru, blask i cień może być sam w sobie świetnym tematem, obywając się bez bezpośredniego odniesienia do rzeczywistości.
Istnieją też jednak powody, żeby pojedyncze ludzkie postaci w kadrze umieszczać. Podstawowym jest chęć pokazania skali sceny. Jak duży jest dom, to zwykle widać, choćby po wielkości okien czy drzwi. Natomiast twory natury mogą mieć rozmiary dowolne i bez jakiegoś łatwo identyfikowalnego punktu odniesienia nie wiadomo właściwie, czy mamy do czynienia z kałużą, czy z jeziorem; z kamykiem, czy może skałą. Kadr z maleńkim ludzikiem umieszczonym w niekoniecznie oczywistym miejscu jest z kolei jednocześnie zagadką i podpowiedzią do jej rozwiązania. Najpierw widać cały kadr, układ linii, plam, kolorów. W drugiej chwili spostrzega się człowieka, i cały ten układ kształtów nabiera nowego znaczenia.
Na górze i na dole kadry z ludźmi z islandzkiego Landmannalaugar. Jeśli ktoś ma ochotę na więcej zdjęć tego typu, zapraszam do galeryjki Islandia jednego człowieka. Natomiast gdyby ktoś chciał zrobić własne, to zwolniło się jedno miejsce na islandzką fotowyprawę, last minute, bo wyprawa rusza już w poniedziałek.