Pierwsza fotowyprawa do Wietnamu za nami, więc czas na podsumowanie, wnioski i… zaproszenie na następny rok. Wietnam jest wspaniałym krajem dla fotografów, a z nami zwiedza się go bardzo wygodnie.
Północ kontra południe
Nie, nie zamierzamy reaktywować wojny wietnamskiej, ale byliśmy na północy w Hanoi, byliśmy w Sajgonie na południu, więc trudno nie porównywać tych regionów. Wnioski mamy dość jednoznaczne: jedzenie jest lepsze na południu, cała reszta fajniejsza na północy.
Kulinarna przewaga południa nie jest jednak dramatyczna – generalnie wietnamska kuchnia jest ok, acz rzeczywiście zachwycać się przyszło nam tylko w Hoi An (które, powiedzmy, jest pośrodku) i Nha Trang (już zdecydowanie bliżej Sajgonu). Owszem, pałeczkami można się nauczyć jeść, ale jeśli dla kogoś miałoby to być bardzo niekomfortowe, to w restauracjach bez problemu można dostać sztućce. Właściwie to im wyższy poziom restauracji, tym częściej nóż i widelec są podawane oprócz pałeczek.
Natomiast w kwestii krajobrazów północ ma zdecydowaną przewagę. Jeśli tarasy ryżowe wydają się Wam na zdjęciach bajkowe i nierzeczywiste, to faktycznie tak jest – są bajkowo nierzeczywiste. I jak najbardziej prawdziwe. Trudno sobie wyobrazić nakład pracy, którego wymaga stworzenie takich „poziomic” na tak stromych wzgórzach, niemniej miejscowi rolnicy świetnie sobie z tym radzą. Nie mniej zjawiskowe są plantacje herbaty, zwłaszcza oglądane z wzniesień.
Drugi wielki temat w Wietnamie to ludzie. Ich się fotografuje równie dobrze na południu, co na północy. W górach są rolnicy na ryżowych tarasach, na wybrzeżach wioski rybackie, wszędzie – rzemieślnicy robiący przeróżne rzeczy. Mnie zadziwiają producenci charakterystycznych słomkowych kapeluszy (jak te na zdjęciu powyżej). Robi się je wyłącznie ręcznie – nie ma produkcji maszynowej. Jeden kapelusz powstaje w dwa dni (tyle zajmuje nie tylko plecenie go, ale też odpowiednie przygotowanie trzciny), a kosztuje 6 USD. I faktycznie są one popularne wśród Wietnamczyków, to wcale nie jest produkt dla turystów.
Grupa nam rosła i rosła…
Wietnamczycy generalnie dają się fotografować chętnie, czasem wręcz entuzjastycznie pozują do zdjęć. W efekcie co próbowaliśmy zrobić zdjęcie grupowe, to grupa robiła nam się coraz większa. Na fotografii powyżej, jeszcze w północnym Wietnamie, pierwszy od prawej jest nasz lokalny przewodnik, ale kogo on trzyma za rękę i co ów młodzieniec robi na naszym zdjęciu – nie mam pojęcia. 🙂
Wśród ruin My Son (czyli „wietnamskiego Angkoru”) grupa nam się chwilowo powiększyła o trzy modelki. Modelki, z przykrością, musieliśmy zostawić, ale jesteśmy umówieni na przyszły rok.
W Sajgonie to już był całkiem sajgon. W autobusie później trzeba było sprawdzać nie tylko czy liczba uczestników się zgadza, ale też czy komuś metryka się nie odświeżyła. 😉
Latanie dronem w Wietnamie
Jak widać, dron w Wietnamie bardzo się przydaje, pozwalając uzyskać niedostępną z ziemi perspektywę, ale też umieścić punkt widzenia w miejscu, do którego trzeba by iść długo i żmudnie. Scena powyżej przeważnie fotografowana jest z naprzeciwka – tam jest ścieżka, nawet zadaszony taras. Dojście w okolice miejsca, gdzie doleciał dron, zabrałoby pewnie z godzinę, bo po tarasach nie chodzi się łatwo.
Po Wietnamie dronem lata się przyjemnie i całkiem często (albo nam pogoda bardzo sprzyjała). Jak zwykle nie latałem w miastach – m.in. dlatego, że jednak nie wykupiłem zezwolenia za 800 USD. Drugim powodem nielatanie w miastach jest coś, co miejscowi nazywają „dżunglą spaghetti” czyli niewiarygodna plątanina kabli, wisząca nad każdą ulicą. W Hoi An prawdzie widziałem dwa drony i kusiło, oj kusiło… Poza miastami problemu nie ma, a tutejsze krajobrazy wręcz proszą się o perspektywę z góry. Łodzie rybackie też fajnie wyglądają z góry. Drony w Wietnamie nie są jeszcze szczególnie popularne, a nawet stanowią niezwykłość – po lataniu nad Ninh Binh pewna Wietnamka wysłała swoich dwóch synów, żeby zrobili sobie zdjęcie ze mną. Fotografowanie więc szło w obie strony – my ich, oni nas.
Za rok – jeszcze fajniejsza fotowyprawa do Wietnamu
Tegoroczny program był fajny, ale my jak zwykle staramy się dobre jeszcze polepszyć, więc za rok fotowyprawa do Wietnamu będzie nieco inna. Przede wszystkim będzie o jeden dzień dłuższa, a zamiast Sajgonu i Nha Trang będzie więcej północnych krajobrazów i wiosek. Po zatoce Ha Long będziemy zaś mieli tzw. prywatny rejs, czyli cały statek będzie tylko do naszej dyspozycji. Dzięki temu będziemy mieli pełną swobodę gdzie płynąć, gdzie się zatrzymać i skąd fotografować zachód i wschód słońca. Na tę przyszłoroczną fotowyprawę do Wietnamu już zapraszam.
A więcej fotografii z naszego Wietnamu można zobaczyć w galerii: