Razem z grupą maniaków wczesnego wstawania i wypatrywania pierwszych oznak dnia (to chyba jakiś kult?) spędziliśmy ten weekend wśród rogalińskich dębów.
Dwa poranki i dwa zachody słońca wśród dębów na nadwarciańskich łęgach w Rogalinie, a do tego sesja w parowozowni kolejki wąskotorowej i zamek w Kórniku tylko dla nas! To był intensywny weekend, a przecież jeszcze były wieczorne warsztaty i dyskusje o zdjęciach!
Zima dość łagodna
Choć robimy warsztaty fotograficzne w Rogalinie co roku mniej więcej o tej samej porze, to warunki bywają bardzo różne. Rok temu były pięknie trzaskające mrozy, które dały solidną warstwę lodu, tym razem lekki mróz, niezamarznięte stawy i okazja do ćwiczeń z fotografowania odbić.
Dopisały też chmurki o właściwej porze i na cztery plenery krajobrazowe raz niebo było obłędnie kolorowe, dwa razy więcej niż ciekawe, a tylko niedzielny poranek był zaledwie ok. Być może pogoda pogoda nie chciała sprawiać przykrości paru osobom, które nie dały rady ruszyć o 5.30 na niedzielny plener.
Zresztą, gdy w sobotni wieczór światło nam się skończyło, stworzyliśmy je sobie sami. Uczestnicy warsztatów fotografowali, a Ewa pracowicie malowała światłem drzewo – trzema latarkami jednocześnie. Pytania o to, ile rąk ma Ewa, będą uznane za niedyskretne.
Nie wraca się na ten sam plener
Strat względem zeszłego roku wśród dębów nie zauważyliśmy, ale to tylko kwestia czasu. Większość najbardziej fotogenicznych drzew jest martwa i stoją dopóki stoją, ale to nie będzie trwać wiecznie.
Z pewnością dużą zmianą jest brak słynnego wśród uczestników warsztatów mostka, którym wchodziło się na łęgi od strony pałacu w Rogalinie. Mostek miał formę stalowej szyny do umacniana wykopów – jedna stopa mieściła się na nim, ale dwóch obok siebie nie dało się postawić. Ten mostek budził spore emocje, bo o poranku przechodziło się go po ciemku idąc na plener, a wracając z zachodu znowu forsowało przy świetle latarki. Teraz dojście jest wprawdzie łatwiejsze, ale mniej ekscytujące, bo szyna została zastąpiona szeroką groblą z przepustem. No cóż, nie wchodzi się dwa razy na ten sam plener, jak mawiał sławny fotograf Heraklit… 😉
Stoi na stacji…
A stała, stała lokomotywa. I dymiła, i buchała parą, gdy przyszliśmy na sobotnią sesję w parowozowni kolejki wąskotorowej. A gdy już ją obfotografowaliśmy z każdej strony, szczególnie polując na kłęby pary i dymu, to wzięła i pojechała. Ale nadal zostało mnóstwo ciężkiego sprzętu – lokomotywy wybebeszone w trakcie remontu, stojące na bocznicach wagony, imponujące masywnością części zamienne, tajemnicze bryły żelaza. Po prostu fotograficzny heavy metal.
Kokosimy się w Kórniku
W niedzielne południe otworem stanął przed nami zamek w Kórniku. Nie musieliśmy go oblegać – dzięki uprzejmości dyrekcji Biblioteki PAN w Kórniku przez kilka godzin mieliśmy zamkowe wnętrza tylko do naszej dyspozycji. Statywy dozwolone, żadnych turystów, nikomu nie przeszkadza rozstawienie się na środku korytarza czy fotografowanie wejścia na schody przez kwadrans.
Oczywiście, pewne restrykcje musiały być. Na przykład wszyscy obowiązkowo nosiliśmy muzealne kapcie. Ale restrykcje były bardzo fair – miejscowy stoliczek też miał takie same kapcie. Nie zdążyliśmy sprawdzić, czy słynna Biała Dama, która czasem schodzi z obrazu widocznego za stoliczkiem, także musi nosić kapcie, gdy nawiedza zamek.
Więcej fotografii z warsztatów wśród rogalińskich dębów w naszym portfolio. Do Rogalina z pewnością wrócimy, a jeśli chcecie z nami polować na światło wśród wiekowych dębów, białe damy i kolejowy heavy metal, to dajcie nam szansę Was zaprosić!