Jedenasta fotowyprawa do Toskanii dotarła do celu, czyli Chianciano Terme. Po drodze tradycyjnie zrobiliśmy rozgrzewkę w Bolonii. Rozgrzewaliśmy migawki i spostrzegawczość, a żeby się nie przegrzać, chłodziliśmy się lodami.
Bolońskie arkady, smugi światła w katedrze czy zaułki w różnych odcieniach brązu pokazywaliśmy przy okazji poprzednich toskańskich relacji, więc tym razem nieco miejskiego życia i włoskich przyjemności.
Dobra kawa na każdym rogu, pyszna kuchnia zakrapiana winem, muzyka na ulicach, słońce i przyjemne ciepełko wiosny – i już wiemy na pewno, że jesteśmy we Włoszech (choć miejscowy powiedziałby na pewno, że nie we Włoszech, tylko w Bolonii, a to różnica). Do tego wszędobylskie samochody, które często przeszkadzają w kadrowaniu, ale czasem też pomagają.
W Bolonii się dzieje. Wiosnę czuć w powietrzu i na ulicach: na każdym rogu tutejszego rynku ktoś muzykuje, gra, tańczy. Aż szkoda, że rynek nie ma więcej rogów. To miasto uniwersyteckie, a w niedzielę młodzież ma czas i chętnie spędza go na ulicach. Barwnie ubrani ludzie, zaułki pełne rzęsiście oświetlonych lokali i sklepów – jednym słowem, Bella Italia w całej okazałości. Jest na co kierować obiektywy!
Dzień zakończyliśmy czterodaniową włoską kolacją (antipasto, pasta, drugie danie i deser) oraz warsztatami fotograficznymi zakończonymi dyskusją pod hasłem „sto pytań na temat fotografii, które zawsze chciałeś zadać i wreszcie masz komu”. A jutro ruszamy na podbój toskańskich miasteczek.