Nawet idylliczna i łagodna Toskania nie zawsze jest słoneczna. Drugi dzień fotowyprawy trafił nam się zupełnie mokry – padało od rana do wieczora, choć z przerwami.
Pogoda nie zaskoczyła nas – prognozy poprzedniego dnia ostrzegały, że na słońce nie ma co dzisiaj liczyć. Zmodyfikowaliśmy więc plany tak, aby dzisiaj zrealizować jedyny dzień programowo pozbawiony porannej i wieczornej sesji krajobrazowej. Zamiast więc wśród pejzaży, czas upłynął nam na eksploracji dwóch miasteczek. Zaczęliśmy od labiryntów Pitigliano, tym razem wyjątkowo lśniących, błyszczących i wymytych, a po kilku godzinach przenieśliśmy się do niezwykłego Civita di Bagnoregio, gdzie tym razem niebo wyjątkowo pasowało do klimatu „miasta, które umiera”.
Pogoda sprawiła, że oba miasteczka mieliśmy na wyłączność. W Pitigliano nigdy nie ma dużo turystów, a Civita di Bagnoregio w środku tygodnia też nie jest zatłoczone (weekendy to inna historia). Tym razem jednak uliczki Pitigliano były puste, turystów brak, nawet mieszkańców widywało się rzadko. W trakcie drugiego pleneru sytuacja była podobna. Większość uczestników deszczu się nie wystraszyła i uzbrojona w pokrowce przeciwdeszczowe (na siebie i na swoje aparaty) eksplorowała kamienne zaułki, od czasu do czasu wzmacniając siły kawą czy pizzą.
Jutro ma być bezdeszczowo i oby tym razem prognoza była równie trafna, bo najwyższa pora na spotkanie z cyprysami i willami na wzgórzach. U góry Civita di Bagnoregio w deszczowych chmurach, w środku zakamarki Pitigliano, a na dole ciekawski Piaggio Ape wygląda zza rogu ciągu dalszego. Który nastąpi.