Flaming w locie, Pont de Gau, Prowansja

Prowansja: flamingi i mury Montmajour

Na koniec fotowyprawy do Prowansji mimowolnie wzięliśmy udział w biciu rekordu termicznego. Niedaleko Arles, gdzie mamy hotel, zanotowano najwyższą w historii temperaturę we Francji: 45,9 stopnia Celsjusza. Typowy dla fotowyprawy porządek dnia pozwolił nam skutecznie unikać największej fali upałów.

Flaming w locie, Pont de Gau, Prowansja

Wszystkie kolory soli

Wschód słońca na solniskach Salin de Giraud był przyjemnie ciepły, choć dla pełnego komfortu wymagał użycia sporej porcji repelentów. To, że na bagniskach Camargue najpopularniejszym zwierzęciem jest komar, nie dziwi. Jak jednak ci krwiopijcy radzą sobie na rozległych przestrzeniach wypełnionych słoną wodą i osadami soli, pozostaje zagadką. Nie bacząc na bzyczenie, fotowyprawa zajęła się tropieniem solnych struktur i układaniem z nich czerwono-niebiesko-białych kadrów.

Krypta w opactwie Montmajour, Prowansja

Kamienie na kamieniach, a na nich twarze

Po śniadaniu udaliśmy się w miejsce bardzo odpowiednie na tę porę roku i dnia: do opactwa Montmajour. Nawet bez patrzenia, od razu po wejściu do niego dało się odczuć, że jesteśmy tam gdzie trzeba: chłód rozległej krypty był bardzo przyjemny. Wręcz nie chciało się z niej wychodzić… co się dobrze składa, bo konstrukcja z dużą ilością przejść, łuków i okienkami dookoła dawała wspaniałe możliwości kadrowania w rozproszonym świetle. Na piętrze już tak chłodno nie było, ale krużganki otoczone charakterystyczną kolumnadą, z rzeźbami przeróżnych postaci na kapitelach, zatrzymywały fotografów na długo.

Krużganki w opactwie Montmajour, Prowansja

Pont de Gau – ptasi raj

Po krótkiej sjeście, ostatniej już na tej fotowyprawie dyskusji o wykonanych przez uczestników zdjęciach oraz obiedzie ruszyliśmy na ostatni plener fotograficzny. Park Pont de Gau jest słynny przede wszystkim z ogromnej liczby flamingów, ale sporo jest tam też różnych gatunków czapli, były też bociany, a nawet trafił się ibis.

Flamingi w Pont de Gau, Prowansja

Do parku weszliśmy w starannie wymierzonym ostatnim momencie – kwadrans przed godziną 19. W ten sposób uniknęliśmy największych upałów i zameldowaliśmy się akurat na porę, gdy światło zaczęło się robić ładne. O godzinie 19 zamykane jest wejście do parku, ale jak już się wejdzie, to można siedzieć dowolnie długo. Praktycznie zachód słońca wyznacza koniec wizyty, bo jeszcze przed końcem dnia ptaki układają się do spania. To układanie też bywa fotogeniczne, zwłaszcza na drzewach wybranych przez czaple, które przeganiają się i przepychają z ulubionych gałęzi.

Było też mnóstwo czasu na fotografowanie flamingów – pojedynczo i w grupach, brodzących po wodzie i w locie. Ptaki nie były tak zdyscyplinowane jak konie z Camargue i nie latały na komendę po wskazanej trasie, ale praktycznie co chwila coś nam przelatywało nad głowami. Było mnóstwo okazji do ćwiczeń koordynacji ręka-oko, a karty pamięci zapełniały się szybko.

Fotowyprawę do Prowansji zakończyliśmy wieczornym spotkaniem przy prowansalskim różowym winie. Teraz przed nami już tylko powrót do Polski.