Nasza peruwiańska fotowyprawa nie zaginęła w dżungli – tam zaginął jedynie internet, stąd brak wieści. Wróciliśmy już do Limy, do nadmorskiej dzielnicy Miraflores, skąd ruszymy na lotnisko i przez Paryż odlecimy do Warszawy. Ale po kolei…
Godzinny przelot z Cuzco do Puerto Maldonaldo zaoszczędził nam całego dnia jazdy busem przez góry i dżunglę. Stamtąd busem dotarliśmy do lodge’y w amazońskiej dżungli, która na 3 dni stała się dla nas domem. Z domu tego robiliśmy fotograficzne wypady.
Zaczęliśmy od porannego rejsu na papugi, które mają zwyczaj rozpoczynać dzień od wizyty w naturalnej solance.
Najbardziej efektywny fotograficznie był rejs rzeką Madre de Dios, później popołudniowy spacer przez dżunglę i wreszcie rejs łodzią po jeziorze, znajdującym się w obrębie parku narodowego. W drodze do jeziora towarzyszyły nam małpki, całymi stadami przeskakując po gałęziach z jednej strony ścieżki na drugą, tym samym testując refleks uczestników i sprawność układów ustawiania ostrości w aparatach. W dżungli fotografuje się paskudnie, bo raz, że jest ciemno i jednocześnie bardzo kontrastowo, a dwa, że prawie zawsze między fotografem a celem są jakieś krzaki, gałązki i liście. Wyzwaniem jest też oczywiście naturalna skłonność wszystkich zwierząt do maskowania się – gdyby przewodnik nie wypatrzył dwóch jaszczurek na pniu drzewa, to z pewnością sami byśmy ich nie dostrzegli.
Na jeziorze było już łatwiej. Uczestnicy fotowyprawy sprawnie wypatrywali ptaki stojące na gałęziach, brodzące w przybrzeżnej wodzie czy ukryte w krzakach. Wracając, już po zmroku, trafiliśmy dwa razy na potężne włochate pająki, przechodzące akurat przez ścieżkę oraz ptaka, który zabrał się do spania praktycznie na naszej drodze powrotnej.
Pozostałe sesje nie były tak obfitujące w zwierzynę. Z drapieżników widzieliśmy tylko kajmany, ale w nocy i z odległości wykluczającej udane zdjęcia. Bliżej, nawet zdecydowanie bliżej, były za to krwiożercze moskity, których wprawdzie na terenie lodge’y prawie nie było, ale wystarczyło wejść kilka kroków w dżunglę, by pojawiały się setkami.
Po eksploracji amazońskiej dżungli z Puerto Maldonaldo wróciliśmy samolotem do Limy (z międzylądowaniem w Cuzco), co ponownie zaoszczędziło nam ze dwa dni jazdy busem. W Limie powitała nas znajoma garua. Gdy będziecie ten wpis czytali i oglądali, pewnie będziemy już w samolocie do Europy.
PS. Wszystkie zdjęcia tutaj zrobione obiektywem EF 70-200/4 IS L USM z telekonwerterem x1.4 i przy wysokich czułościach do 6400 ISO. W dżungli jest naprawdę ciemno, nawet w dzień i na obrzeżach.