Wielki Meczet i jego łuki, Oman

Oman: Wielki Meczet i pałac sułtana

Po dwóch przesiadkach i czterech lądowaniach (zaliczyliśmy lotniska w Monachium, Zurychu, Dubaju i docelowym Maskacie), nasza fotowyprawa do Omanu dotarła na miejsce. Oprócz nas dotarły też nasze bagaże (w komplecie!), co wcale nie było takie pewne, biorąc pod uwagę liczbę i tempo przesiadek. Zanim przedarliśmy się przez zakup wiz i kontrolę paszportową, walizki już czekały. Ciekawostka – procedura graniczna w Omanie między sprzedażą wiz a kontrolą paszportu i tychże wiz zawiera jeszcze etap pośredni, na którym wyszczerzony urzędnik próbuje zagadywać w języku przybysza i ćwiczy nowe słówka. Zanim tu przyjechaliśmy, ten urzędnik znośnie mówił „Jak się masz?” – teraz mówi to znacznie wyraźniej i potrafi odpowiedzieć: „dobrze”.

Wielki Meczet i jego łuki, Oman

Poza lotniskiem logistyka Omańczyków nie robiła już tak miłego wrażenia. Zamówiony bus na 9 osób i bagaże mógł pomieścić 9 osób lub ich bagaże, a hotel zrobił overbooking i na pierwszą noc zawieźli nas do konkurencji. Dzisiaj nasz przewodnik, Witek Muchowski, zmienił pojazd na większy, a hotel na właściwy (choć pod względem standardu noclegu raczej nie byliśmy stratni).

Wielki Meczet dla niewiernych

Wielki Meczet Sułtana Kabusa ibn-Saida (nazwany od nazwiska aktualnie panującego władcy Omanu) faktycznie jest nie tylko wielki rozmiarem, ale imponujący architektonicznie. Niewiernych tu wpuszczają codziennie, oprócz piątku, od 8 do 11, co jest raczej wyjątkowe. Nie jest wyjątkowe, że od kobiet oczekują okutania od stóp do głów, a mężczyźni mogą biegać w t-shirtach. Co jest odrobinę uciążliwe dla pań, to ułatwia fotografom życie, bo wszystkie turystki wyglądają jak miejscowe.

Wielki Meczet Maskat, Oman

Za to swoboda fotografowania jest całkiem spora, choć nieco uznaniowa. Oprócz samego meczetu jest tu sporo pomieszczeń pomocniczych, ogrody i dziedzińce, gdzie fotografować można całkiem swobodnie – włącznie z użyciem statywów i wielkich stabilizatorów (to akurat nikt z naszej grupy). Z wejściem do samego meczetu jest różnie, w zależności od tego, kto wpuszcza. Z dwóch strażników jeden nie pozwalał na wniesienie plecaka, drugi uczestniczkę fotowyprawy nawet zachęcał, żeby go nie zostawiać na zewnątrz, tylko zabrać do środka. Jeden statyw został cofnięty sprzed wejścia, inne wpuszczone i bez problemu były używane we wnętrzu. Pas z futerałami w ogóle nie zwracał uwagi.

Inna sprawa, że w głównej sali Wielkiego Meczetu, z gigantycznym, kryształowym żyrandolem i wieloma mniejszymi, można się obejść bez statywu – światła jest sporo, średniowysokie ISO pozwala całkiem wygodnie fotografować z ręki. Więcej wyzwań przedstawiały zewnętrzne krużganki i arkady, gdzie kontrasty były znacznie większe.

Pałac sułtanów Al-Alam

Na zachód słońca wpadliśmy do najładniejszego z pałaców władcy Omanu. Zgodnie z przewidywaniami – sułtana tam nie było (bardzo rzadko bywa w tym pałacu), za to były fantastyczne arkady, które pod koniec dnia zostały podświetlone.

Fotowyprawa do Omanu

Zajrzeliśmy też na suk (czyli targowisko w formie labiryntu uliczek), gdzie Witek uczył nas rozróżniać między sprzedawcami będącymi Omańczykami, a pochodzącymi z Pakistanu czy innych krajów. Otóż Omańczyk nie reaguje na grzebanie w sprzedawanych towarach, a ruszy się dopiero, gdy zostanie o coś bezpośrednio zapytany, natomiast sprzedawcy-ekspaci zachowują się bardziej zgodnie z wyobrażeniami o wschodnich targowiskach: zagadują, zachwalają i namawiają.

I na tym koniec dnia, następny zacznie się bardzo wcześnie (zwłaszcza jeśli uwzględnić różnicę czasu – jutrzejszy wyjazd o 5.30 na wschód słońca to w Polsce 2.30).

fotowyprawa Oman