… ale o otwarty umysł.” David DuChemin uczy patrzenia, fotografowania, kreatywności i jest przy tym bardzo pozytywny. Pierwsza pozytywna rzecz, wynikająca z cytowanego zdania: fotograficznego patrzenia można się uczyć i nauczyć. Tzw. „spojrzenie” to nie jest coś, co ma się dane od Boga albo wcale; to coś, co daje się przyswoić, wykształcić, wypracować. W końcu, każdy jakoś patrzy – rzecz w tym, żeby zauważać rzeczy interesujące.
I w tym właśnie potrzebny jest bardziej umysł, niż oczy: po prostu po to, żeby wiedzieć, co jest ciekawe. By nie ominąć obojętnym wzrokiem interesującej sceny, umieć spostrzec w otoczeniu ten jego kawałek, który będzie istotny, mówiący, charakterystyczny. Oczy tylko przekazują obraz dalej – to umysł ocenia, nad czym warto się zatrzymać.
A jak się uczyć fotograficznego patrzenia? Po prostu: oglądając i zastanawiając się nad tym, co się widzi. Najlepiej oglądając zdjęcia i przemyśliwując, co sprawia, że się podobają – albo że się nie podobają. Świat zewnętrzny jest skomplikowany i wielowymiarowy, a zdjęcia są prostsze choćby już dlatego, że zostały sprowadzone do dwóch wymiarów, ograniczonych prostokątną ramką kadru. Trudno się samemu przemyśliwuje nad zdjęciami? Razem łatwiej, warto o zdjęciach z kimś podyskutować. Nie trzeba koniecznie w tych rozmowach dojść do konsensusu – wystarczy, jeśli obie (wszystkie?) strony dyskusji wyrażą swoje opinie słowami. Trzeba coś przemyśleć, żeby to nazwać, i o to właśnie chodzi.
Oświecenie nie przychodzi od razu – nauka patrzenia musi potrwać, to proces, który wymaga czasu, treningu i starannego otwierania umysłu na nieoczywiste zestawienia, skojarzenia, pomysły.W dodatku ten proces nigdy się tak naprawdę nie kończy, i to też jest pozytywne, bo oznacza, że zawsze jeszcze można się w fotografii czegoś nauczyć.
Oba zamieszczone zdjęcia z Burano. U góry zestawienie niebieskich kwiatków i niebieskiej ściany, a co jest u dołu, to sami zgadnijcie!