Deadvlei, czyli słynny martwy las jest magicznym miejscem przy każdym świetle, a nawet zupełnie bez światła. Szczerze mówiąc, lepiej wygląda bez światła (czyli przed wschodem, jeszcze w zupełnym cieniu) niż w pełnym słońcu, choć i wtedy zachwyca. My wprawdzie już wtedy wracaliśmy z pleneru, ale po drodze mijaliśmy pędzącą w drugą stronę grupę Azjatów obwieszonych aparatami i wielkimi obiektywami. Czy powinienem był im powiedzieć, że są nieco spóźnieni?
Deadvlei wygląda pięknie w cieniu i w pełnym słońcu, ale najbardziej magiczny jest w krótkim okresie pomiędzy. Gdy akacje są jeszcze w cieniu, ale na otaczających glinianą nieckę wydmach są już smugi światła. Albo gdy tylko wąski pas wydmy jest w słońcu, a reszta nadal pozostaje w miękkim cieniu. Nie trwa to długo, więc trzeba się cały czas rozglądać dookoła i… chodzić.
Chodzenie jest potrzebne, aby sobie dostosować wielkość drzew do krawędzi wydm. Albo do krawędzi słonecznych smug. Albo też zmienić sobie wielkość jednego drzewa względem drugiego, przysunąć je do siebie lub rozsunąć. Nigdzie tak fajnie nie bawimy się perspektywą jak w Deadvlei. Płaski i rozległy teren daje zupełną swobodę zmiany pozycji. Czasem z tych ćwiczeń perspektywicznych wynikają dziwne rzeczy…
Widzicie tę małą postać ludzką po prawej stronie? O, jakie te akacje są wielkie!
Ależ nie! Przecież te akacje są jak bonsai, tylko jedna solidnie wyrosła!
No właśnie, na równinie trudno określić, czy ktoś stoi dwa czy dwieście metrów od drzewa. Także prawdziwy dystans drzew od wydm łatwo ukryć, co pozwala regulować wielkość akacji względem diun.
Na fotografii wyżej i poniżej w centrum występuje to samo drzewo. Raz jednak ledwo sięga oświetlonej krawędzi wydmy (bo byłem dalej), a na poniższym jest prawie wysokości całej wydmy (byłem bliżej). Oczywiście zmieniała się też ogniskowa: najpierw 210 milimetrów, później 160 mm.
Teleobiektywy bardzo przydają się przy fotografii krajobrazowej, wbrew internetowym mądrościom, że do krajobrazu to tylko obiektywy szerokokątne. Szerokokątne, owszem, też mają swoje zastosowania, ale w Deadvlei uzyskujemy za ich pomocą takiego typu kadry:
Szeroki obiektyw wymusza, aby być blisko pierwszoplanowego motywu, a wtedy ten motyw robi się bardzo duży. Tutaj mamy więc akację-giganta i jej małe kuzynki gdzieś daleko w tle.
Prawda, że sympatyczne zabawy? Ale żeby tak się bawić na Deadvlei, trzeba przyjechać tam bardzo wcześnie, gdy słońce jest jeszcze za sąsiednią wydmą Big Daddy (350 metrów wysokości). A żeby tak wcześnie przyjechać, to trzeba spać na terenie parku narodowego Namib-Naukluft. I dlatego mamy tam dwie noce pod namiotami. Namioty zdecydowanie nie są tak fajne jak lodge, nad ranem mieliśmy ledwie kilka stopni powyżej zera, ale najpiękniejsze wydmy świata są warte wyrzeczeń. Generalnie jednak wyrzeczenia nie sprzyjają kreatywności, więc podczas całej fotowyprawy do Namibii uczestnicy odpoczywają i zbierają siły w komfortowych lodge’ach i hotelach, a noclegi w namiotach udało się zredukować do trzech.
Poranki i wieczory przy wydmach
Deadvlei to najbardziej znane miejsce w okolicy Sesriem, ale nie jest jedynym, dla którego warto tam przyjechać, mimo że przez dwa dni trzeba mieszkać pod namiotem. Oprócz wydmy 45 oraz martwego lasu jest w okolicy jeszcze sporo innych malowniczych wydm. Jest też wiele martwych akacji, które zjawiskowo komponują się z potężnymi wydmami.
Wśród wydm spędziliśmy łącznie dwa poranki i dwa wieczory. Oprócz wydmy 45 odwiedziliśmy mniej znaną, ale nawet bardziej elegancką wydmę 40, a także pewne miejsce, gdzie ilość martwych drzew akacjowych przebija Deadvlei. Prawie się też ponownie udało mieć w kadrze balony o poranku. Niestety, balony wylądowały jakieś 3 km od nas – widzieliśmy je, ale z tej odległości były zbyt małe, by je komponować z wydmami. Odpuściliśmy jak zwykle kanion Sesriem, do którego normalne grupy turystyczne walą tłumnie z powodów dla mnie niezrozumiałych, bo to kanion ani ciekawy, ani pod żadnym względem szczególny.
Err20, Canon R6 i dlaczego warto mieć dwa aparaty
Nie wszystko na fotowyprawie jest pozytywne, zdarzają się też mniej przyjemne rzeczy. Doświadczył tego jeden z uczestników, którego aparat zamiast robić zdjęcia zaczął wyświetlać komunikat o błędzie Err20. Zgodnie z dokumentacją Canona, error 20 oznacza mechaniczne uszkodzenie. Co jednak mogło ulec uszkodzeniu mechanicznemu w bezlusterkowcu R6? Jak się okazuje – migawka. Próby wyeliminowania migawki nie do końca się udały. Wprawdzie migawka mechaniczna nie jest w R6 niezbędna, bo aparat dysponuje też migawką elektroniczną, ale… Po przełączeniu na migawkę elektroniczną i wyłączeniu funkcji opuszczania migawki przed matrycę w czasie zmiany obiektywu aparat działał przez dość krótki czas, ale w końcu zbuntował się zupełnie i tylko wyświetlał swój komunikat o Err20.
Na szczęście uczestnik naszej fotowyprawy miał drugi aparat i nadal może fotografować, korzystając z Canona R8. Na fotowyprawach zawsze warto mieć dwa aparaty – właśnie na takie sytuacje. W Namibii dodatkową motywacją są spotkania ze zwięrzętami – czasem bliższe, niż można by się spodziewać. Wtedy po prostu nie ma czasu na odpinanie teleobiektywu i zakładanie obiektywu o krótszej ogniskowej.
Albo ma się pod ręką dwa aparaty z różnymi obiektywami, albo można co najwyżej zrobić sobie, ot, choćby detal pelikana, gdy cały pelikan się nie mieści w kadrze.